środa, 5 czerwca 2013

Puff cz.9

Strach trochę ze mnie uszedł gdy wyszłam z pokoju. Otarłam ręką szyje. Fuuujj..! To było obleśne. On był obleśny. Podtrzymywała mnie myśl." Zapłacę mu i już nigdy się nie spotkamy." Głowiłam się jak zdobyć tyle kasy. Nie mam tyle przy sobie. To co mam musi mi wystarczyć na opłatę dodatkowych dni w hotelu, jedzenie i powrót do Londynu. 5 tyś. Ciekawe skąd. No nic jakoś trzeba skołować.
Chłopak który mnie tu przywiózł przerwał moje rozmyślanie. Podszedł do mnie złapał mnie za łokieć i wyprowadził z budynku. Rozejrzałam się. Znam bardzo dobrze to miejsce. Kiedyś z Ryanem przychodziliśmy tu by zbijać szyby, często tu piliśmy. Nie wiedziałam że w przedsionku roku zmieni się to w taką melinę. Wsiadłam do samochodu. Byłam zamyślona nawet nie wiem kiedy ruszyliśmy.
- Co ci powiedział.? Jesteś jakaś inna.- powiedział chłopak.
T- Nic takiego. Zastanawiam się skąd mam skołować 5 tyś.
- To nie masz jeszcze żadnego planu.?
T- Nie.- zrobiłam smutną minę. - No to już po mnie.- spuściłam głowę.
- Nie martw się pomogę ci.- powiedział i złapał mnie za kolano. Spojrzałam na jego rękę a później na niego.- Gdzie cię podwieźć.
T- Do hotelu.- mruknęłam.- Masz na imię Max.?
- Tak. Skąd wiesz.?- zdziwił się.
T- Jackob mi powiedział.- parchnął.- Coś nie tak powiedziałam.?- zmarszczyłam czoło.
- Nie.. Ty nic nie zrobiłaś. Tylko..- zawahał się.- Jackob nakazuje nam nic nie mówić. Wszystko w tajemnicy. Ale kiedy jest w towarzystwie takiej ładnej dziewczyny jak ty jest w stanie wyśpiewać wszystko.- pokręcił głową.- Klient. - poinformował. Koleś wsiadł na tylne siedzenie.
- Ile.
- 50g.- Max chwycił jakąś torebeczkę w skrytce. - Nowa dziewczyna.?
- Nie interesuj się.- burknął. - 100.
- Zeszłym razem było tylko 80.
- Ceny idą w górę.- powiedział. Koleś z tyłu przejrzał portfel. Zamknął oczy i wyjął banknot stuzłotowy. Wymienili się.- Do zobaczenia.- powiedział Max a koleś wysiadł. - Wybacz że musiałaś na to patrzeć ale wiesz interesy. Wciąż na chodzie.- zaśmiał się.
T- Jasne. - rozmawiałam z Max'em całą drogę. Podwiózł mnie pod hotel. Wysiadłam z uśmiechem na twarzy. Weszłam do hotelu. Dowiedziałam się od Maxa bardzo ciekawych rzeczy. Jackob sprzedaje wszystko co nielegalne. Nie wliczając w to sfałszowane papiery. Max to tak naprawdę nie jest Max ale Demetri. Weszłam do hotelu. Położyłam się spać. Rano obudził mnie dzwoniący telefon.
T- Tak.?- spytałam zaspanym głosem.
- Wybacz że budzę. Jackob chce cię dzisiaj widzieć.
T- Ale miałam się z nim spotkać za 3 dni.
- Ma dla ciebie propozycje. Nie pytaj o co chodzi, bo nie wiem.
T- No dobra. O której.?
- Czekam pod hotelem. Jak najszybciej.
T- Boże.- rozłączyłam się. Ubrałam. Nie malując się wybiegłam z hotelu w leciałam do samochodu i ruszyliśmy z piskiem opon. Max bo tak mi kazał na siebie mówić, tym razem nie zakrywał mi głowy workiem. Nie widział potrzeby. Szybkim krokiem weszliśmy do gabinetu Jackoba. Siedział tam jak zwykle.
- O TI moja śliczna siadaj. Max wyjdź. - spojrzałam na Maxa przerażona on tylko puścił mi oczko. Mimo że wiem jaki mniej więcej jest Max. Jak wygląda i w ogóle. To za każdym razem się stresuje. Nerwowo bawiłam się palcami. - Jak już wiesz mam propozycje.
T- Słucham.- powiedziałam cicho.
- Pójdź jutro ze mną na taką imprezę. Ubierz się ładnie. Proszę to dla ciebie.- podał mi pudełko. Spojrzałam na niego zdziwiona. Dał znak bym otworzyła. Wykonałam polecenie. W środku był piękny diamentowy naszyjnik i kolczyki. Zaparło mi na ten widok wdech.- Podoba ci się.?
T- Jest prześliczne. Ale ja nie mogę tego przyjąć.- zamknęłam pudełko i oddałam mu.
- Nie wiesz że prezentów się nie oddaje.? Założysz to jutro. Na pewno będziesz wyglądała cudownie.
T- Co w zamian.?- spytałam.
- Zmniejszę dług o połowę.- otworzyłam szeroko oczy. - Tak. Zmniejszę dług o połowę w zamian chce byś poszła ze mną na imprezę do takie jednego bogatego faceta.- strasznie mi się to opłacało. Zapłacić 2,5 tyś niż 5. Tyle to chyba dałabym rade skombinować. Wzięłam głęboki wdech i z ciężką ręką na sercu.
T- Dobrze. Zgadzam się. Pójdę jutro z tobą. Ale prezentu nie przyjmuję. Złożę go tylko jutro a później ci oddam.
- Jak chcesz skarbie. To wszystko możesz iść.
T- A jeszcze jedno. Max po mnie przyjedzie.?
- Tak. - uśmiechnęłam się na tą wieść. Bynajmniej ktoś normalny. - O której.?- Jackob chciał powiedzieć ale wszedł do środka ten umięśniony typ.
- Ryan chce coś od ciebie. - zamarłam. Ryan.? Tutaj.? To nie może być prawda. On nie może mnie tu zobaczyć. Spojrzałam na Jackoba.
- Co jest skarbie.?
T- Ryan. On nie może wiedzieć że tu byłam. Ani o imprezie jutro. Robię to wszystko za jego plecami. - szepnęłam szybko.
- Masz. Załóż.- rzucił mi dużą bluzę. Szybko ją włożyłam. Zakryłam głowę kapturem i wyszłam. Ryan pociągnął mnie mocno z bara. Na skutek czego prawie się wyjebałam kaptur zleciał mi z głowy. Szybko go założyłam. Wyszłam z budynku. Czekał tam na mnie Max. Przytuliłam się do niego.
T- Boże Święty. Tam był Ryan.
- Stały bywalec. Wiem wszytko jutro przyjeżdżam po ciebie o 19. Wiem że masz wyglądać olśniewająco i że będziesz udawać dziewczynę Jackoba.
T- Słucham.?!- wydarłam się.
- No.. Z tego co mi powiedział Ryan. To ma być jutro z nim dziewczyna która ma udawać jego dziewczynę przed szychami. Ale tą dziewczyną jesteś ty. - prawie mi gały wyjebały z orbit. Zrobiło mi się słabo.
T- Możemy jechać.?
- Dobrze.- myślałam że umrę.Przez cały dzień byłam nie do życia. Z Zaynem się nie widziałam miał napięty grafik. Jutro ma jakąś imprezę charytatywną. Można powiedzieć że mi to pasuje. Bynajmniej nie będę musiała wymyślać jakiś kłamstw by o nic mnie nie podejrzewał. Byłam u Jess i Jane. Jane opowiadała jak to świetnie układa jej się z Niallem. Jess mówiła że jakoś nie idzie jej coś z Philipem i że chyba zakochała się w Lou. Ta wiadomość nieco poprawiła mi humor. Ale tylko na chwile bo po jakiś 10 Philip przyszedł do Jessici.
W dzień imprezy chodziłam cała poddenerwowana. Nie mogłam się na niczym skupić. Tylko jedno łaziło mi po głowie. Że muszę iść na tą imprezę bo jak nie to będę miała przesrane. Ok. 18 zaczęłam się szykować. Ubrałam czarną sukienkę. Wysokie szpilki. Wymalowałam się mocno. Założyłam biżuterie od Jackoba. Byłam trochę głodna. Nic nie jadłam wczoraj ani dzisiaj. Nie umiałam nic przełknąć. Podskoczyłam gdy mój telefon zadzwonił. Założyłam cienki długi płaszcz i z kopertówką wyszłam z pokoju. Ciężko mi się oddychało. Błagałam żeby jakiś cud się zdarzył i nie musiałabym iść. Niestety moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Max na mój widok uśmiechnął się. Fajnie. Ja jakoś nie umiałam. Podjechaliśmy pod siedzibę Bossa. Jackob wyszedł elegancko ubrany. Kazał mi wysiąść. Rozpiął mój płaszcz i zmierzył wzrokiem.
- No no no...
T- Jeszcze umiem się ubierać.- powiedziałam sucho i zapięłam go z powrotem. Wsiadłam do limuzyny. Jackob poczęstował mnie szampanem. Wypiłam go od razu. Strasznie się denerwowałam.
- Ej.. Uśmiechnij się.- powiedział unosząc kąciki moich ust.
T- Łatwo ci mówić. Kiedy raczyłbyś mi powiedzieć że mam udawać twoją dziwkę.?- spytałam surowo. Zrzędła mu mina.
- Skąd o tym wiesz.?
T- Nie tylko ty masz swoich informatorów. Nie powiedziałeś mi wszystkiego. Więcej nie idę z tobą na żadne chore układy. Rozumiesz.?
- Jasne. - powiedział i chytrze się zaśmiał. - Jeszcze zobaczymy.
Dojechaliśmy na miejsce. Weszłam z nim do ogromnej sali. Złapał mnie w talii i poprowadził po schodach na górę. Weszliśmy do pewnego pokoju. Siedziało tam z około 8 facetów. Stało 5 ochroniarzy a przy wejściu 2. Jackob zdjął ze mnie płaszcz. Usiadłam na kanapie obok niego.
- Panowie. To jest Rose. - powiedział Jackob i pokazał na mnie. Wstałam i każdemu z osobna podałam rękę. Mężczyźni wstawali i całowali moją rękę. Co kilka minut przychodziła kelnerka i zabierała puste szklanki od whisky zamieniając na pełne. W pokoju było bardzo przytulnie i klimatycznie. Było wielkie lustro weneckie. Widziałam co się działo. Kto przychodził na tenże imprezę kto wychodził. Jackob złapał mnie za udo. Spojrzałam na niego. Zmroził mnie wzrokiem.
- Rose. Gdzie pracujesz.?
T- Nigdzie. Jackob uważa że nie powinnam się przemęczać. No chyba że u niego w sypialni.- mężczyźni wybuchli śmiechem. Jackob nachylił się nad moim uchem.
- Świetnie ci idzie.- powiedział. Burknęłam niezadowolona. Nie lubię udawać. A w szczególnie niesłusznej sprawie.
T- Panowie wybaczą.- wstałam.
- Gdzie idziesz.?- spytał Jackob chwytając mnie za rękę.
T- Przepudrować nosek.- uśmiechnęłam się do mężczyzn i wyszłam. Odetchnęłam. Zeszłam na dół. Podeszłam do baru. Zamówiłam koniak. Wypiłam za jednym zamachem. Nagle usiadł obok mnie jakiś chłopak. Nie patrzałam na niego. Miałam wyjebane.
- Cześć. Zamówić ci drinka.
T- Nie dzięki.- zerknęłam na niego. O MÓJ BOŻE TO HAZZA. - Harry.? Co ty tu robisz.? Jest tu reszta.? Zayn też.?- rozejrzałam się nerwowo.
H- TI.? Mógłbym spytać o to samo. Tak. Są wszyscy.
T- Oh Shit.!- wstałam.- Obiecaj mi że nie powiesz Zaynowi ani nikomu że mnie tu widziałeś. Obiecujesz.?
H- Yyyyy..
T- Tak czy nie.?- spytałam ostro.
H- Dobra. A co ty tu robisz.?
T- Ugh.. Jestem tu służbowo.- mruknęłam. Odeszłam od baru. Gdzieś w tłumie pięknych kobiet zauważyłam mulata. Pierwszy raz byłam zazdrosna o Zayna. Znaczy się nie pierwszy o byłam wcześniej o Perrie ale gdy jesteśmy razem. Weszłam szybko po schodach do góry. Haz cały czas na mnie patrzał. Weszłam do środka. Nikt na mnie nie zwrócił uwagi.
- Skąd wytrzasnąłeś taką dupę jak Rose. Jest warta miliony.
T- Ja to wszystko słyszę.- powiedziałam zakładając ręce na piersi. Mężczyźni dopiero teraz zorientowali się że weszłam.
- O Rose. Gadaliśmy o finansach.
T- No właśnie słyszałam.- zaśmiałam się. Gadali o sporcie. Ja podeszłam do wielkiego lustra weneckiego i patrzałam. Odnalazłam w tłumie Zayna. Jakaś skąpo ubrana kobieta przejechała ręką po jego klatce piersiowej. Już chyba wiem jak Zayn się czuł gdy Ryan dotykał mnie tam gdzie nie powinien. Miałam w tym momencie ochotę rozjebać łeb tej suce. Groziłam jej w myślach." Jeszcze raz tkniesz mojego chłopaka a nie przeżyjesz dzisiejszej nocy.". Ona go uwodziła. Oddychałam głęboko. Nagle do pokoju ktoś wszedł. Myślałam że dostane zawału. To był Ryan. Spojrzał na mnie. Zmierzył mnie wzrokiem. Miał nieokreślony wyraz twarzy jakby mnie chciał zabić i przytulic jednocześnie. Usiadł obok Jackoba. Przywitał się z facetami.
- Powiedz Ryana Rose to niezły towar co nie.?- spytał któryś z tych biznesmenów.
R- Tak muszę przyznać. Rose jest nieziemsko atrakcyjna. - nie wiem czy Jackob to celowo ukartował czy co.?! Chciał się zemścić.? Może pragnął mojej śmierci.? Bo na pewno nie przeżyje gdy z tą wyjdę.
T- Jackob ja idę na dół. Miło mi było panów poznać.
- Ale o co chodzi czemu nas opuszczasz.?- spytał chyba Bill. Nie pamiętam jak się nazywa.
T- Powiedzmy że idę poszukać sobie nowej przyjaciółki.- uśmiechnęłam się.- Muszę się naplotkować.
- A myślałem że polujesz na tego mulata.- zaśmiał się. Przełknęłam ślinę.
T- Nie mogłabym. A znasz tą kobietę co go uwodzi.?
- Tak. To moja żona.- prawie kopara mi opadła.- Żartowałem. Nie nie znam. - zaśmiał się. Inni również.
T- Czekam w domu kochanie. - cmoknęłam Jackoba. Mężczyźni zabuczeli. Jak mali chłopcy. Podałam rękę każdemu z nich. Na końcu Ryan. Mocno ścisnął moją dłoń. Co oznaczało że jest mega wkurzony. Wzięłam płaszcz i kopertówkę. - Dobrej nocy życzę.- powiedziałam uprzejmie i wyszłam. Zbiegłam na dół. Prawie sobie nogi połamałam w tych szpilach. Zobaczyłam że Niall się na mnie patrzy. Przytknęłam palec do ust. Hazza mu szepnął coś na ucho. Pokiwał głową na znak porozumienia. Wyszłam z budynku. Zadzwoniłam po Maxa. Czekałam na niego. Ktoś szarpnął mnie.
R- Czyś ty oszalała.? Co ci mówiłem.? Nie masz się w to mieszać.?
T- Trochę już za późno. Było mi powiedzieć że ci faceci chcieli kasę.
R- Nie mogłem. Nikt nie może.
T- Powinieneś być mi wdzięczny dzięki mnie masz tylko do zapłacenia 2,5 tyś.
R- Ale jak.? Nie... nie... Nie mów że się sprzedałaś.- chwycił mnie mocno za przedramiona.- Powiedz że to nie prawda.?!- krzyknął na mnie.
T- A jak tak to co.? Nic już nie zrobisz. To moja sprawa co robię..
R- Nie kiedy robisz to przez mnie.
T- Za późno. Już siedzę w tym gównie.- powiedziałam oschle. - Nie zależnie czy tego chcesz czy nie. Gdybyś mi powiedział byłoby całkiem inaczej. Jesteś zwykłym pieprzonym kłamca.!- krzyknęłam. Uderzył mnie.Nigdy tego nie robił. Zawsze to on mnie bronił przed tymi którzy chcieli to zrobić a tu taka nagła zmiana sytuacji. Złapałam się za policzek.
R- A ty.? Kim jesteś w takim bądź razie.?! - szarpał mną.- Powiedziałaś Zaynowi.? Wiem że kłamałaś by spotkać się z Jackobem. Taka z ciebie grzeczna dziewczynka.? Mówisz na mnie kłamca a ty nic lepsza.- popchnął mnie.
T- Jesteś gnidą.- powiedziałam oschle. Zamachnął się. Ktoś krzyknął. Z budynku wybiegł Zayn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz