wtorek, 14 października 2014

Stay with me


Czasem trzeba odpuścić. Nawet wtedy gdy zależy Ci z całego serca.

Chyba nadszedł czas by opowiedzieć ludziom prawdziwą historie naszej skomplikowanej miłości. To nie było tak, że on był potworem... Był trudny do kochania i to nawet aż za trudny. Jednak mi się to udało. Pokochałam sławnego Niall'a Horan całym sercem, które zostanie przy nim już do końca moich dni. Może nie jestem do końca tego pewna ale cząstka mnie, ta młoda, jeszcze nie pomarszczona, która potrzebowała w życiu wielkiej przygody na pewno...
Wszystko zaczęło się rok po ukończeniu przeze mnie liceum. Byłam jeszcze młoda i głupia ale postanowiłam zacząć żyć na własną rękę. Pracowałam w małej kawiarni nieopodal dzielnicy bogaczy.

- Re! Rusz się wreszcie i idź zmyć stoliki na tarasie.
- Już idę! 
Chwyciłam wiaderko z wodą i wyszłam na taras zarzucając na ramie ścierkę. Przeczesałam ręką swoje gęste blond włosy, które jak zwykle zaczęły nagminie wpadać mi w oczy. 
Zaczęłam starannie wycierać stoliki gdy nagle przy jednym usiadł dobrze zbudowany blondyn z błękitnymi jak morska woda oczami. Nieśmiałym krokiem podeszłam do chłopaka zauważając jego idealny uśmiech.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Poproszę filiżankę herbaty z syropem malinowym, kawałek szarlotki i twój numer bo jeszcze nigdy nie widziałem tak przepięknej dziewczyny.
Rumieniąc się przyjęłam zamówienie po czym oddaliłam się po zamówione rzeczy... łącznie z moim numerem.

Tamtego dnia skradł moje serce jednak stan mojego zdrowia psychicznego nie pozwolił mi na długie cieszenie się jego osobą. Po kilkunastu spotkaniach i setkach rozmów zerwałam z nim kontakt nawet przez chwile nie myśląc o sobie. Na prawdę... Kochałam Niall'a całym sercem ale nie byłam w stanie patrzeć jak się martwi moją osobą.
Zamknęłam się w sobie i obiecałam, że jak już wszystko się polepszy wrócę do Niall'a i tym razem już mu nie pozwolę odejść.
Kilka tygodni po zakończeniu dość długiej terapii przyszłam do niego. Był akurat sierpień więc tak jak kiedyś usiedliśmy na werandzie przed jego ogromnym domem i zaczęliśmy rozmawiać jakby ten rok przerwy nigdy nie istniał.
Zatrzymaliśmy się na tamtym dniu w kawiarni...

- Wyglądasz pięknie - powiedział, a moje policzki znowu spłonęły rumieńcami.
- Ty też - wyszeptałam przegryzając wargę.
- Słyszałem od twoich znajomych, że znów wróciłaś do pracy w kawiarni. To dość raptowne posunięcie po roku przerwy nie sądzisz?
- Na razie jestem tylko na próbę... Pani Sue ma nadal za złe parę rzeczy.
- Znam to...

Po tamtym dniu na nowo zaczęliśmy się spotykać. Tylko tym razem było inaczej. Przykładałam się do wszystkiego kilkanaście razy mocniej by być pewną, że tym razem nie zniszczę tego co jest pomiędzy nami. Jednak świat nie był przygotowany na taką wielką miłość jaką go darzyłam. 

- Czemu jesteś taki obojętny! - krzyknęłam tłumiąc szloch - Powiedz. Bo mam dość czekania na cud, który może nigdy nie nadejść.
- Przepraszam Re... Naprawdę. Próbowałem ale nie jestem w stanie cię pokochać. 
- Więc po co kłamałeś? Po co ci to było? - krzyczałam płacząc.
- Starałem się. Tak bardzo się starałem ale nie mogę zapomnieć tego, że mnie zostawiłaś. Cholera! Akurat kiedy chciałem cię prosić o wyłączność, po prostu zniknęłaś. Bez żadnego słowa, zostawiłaś mnie samego, a kiedy wróciłaś znów coś poczułem ale tym razem nie trwało to długo.
- Okłamywałeś mnie dwa miesiące... Dwa miesiące dawałeś mi nadzieje chociaż wiedziałeś dokładnie od samego początku jaka jest prawda.
- Przepraszam...
- Zwykłe przepraszam już nie wystarczy. Jeśli chciałeś żebym poczuła się tak jak ty rok temu. To gratulacje. Udało ci się... Mam nadzieje, że już nigdy cię nie spotkam.
- Re nie mów tak. Nadal mi na tobie zależy... mogę jeszcze spróbować jeśli chcesz.
- Żegnaj Niall...

Kilka miesięcy po całym zamieszaniu blizny na sercu nadal zostały. Ślady po mojej pierwszej miłości będę już zawsze nosić na rękach. Ale te widoczne blizny to nic w porównaniu do tych w mojej głowie.
Gazety nie raz donosiły o nowych partnerkach Niall'a. Raz nawet się ożenił ale informacja o rozwodzie była szybsza niż pstryknięcie palcem. 
W zimę gdy miałam równo 30 lat po raz pierwszy od naszego rozstania go zobaczyłam. Wyglądał jak zwykle. Pognieciona koszula, poburzone włosy, zwykłe rurki. Nawet nie było po nim widać, że przybyło mu choć kilku lat od naszego ostatniego spotkania. Uśmiechał się jak zwykle jednak w tym uśmiechu było widać coś jeszcze...

- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę.
- Ja też - przyznałam chowając za siebie gazetę z plotkami na jego temat.
- Nic się nie zmieniłaś.
Spojrzałam na swoje czarne rurki, zwykły biały t-shirt i starą jeans'ową kurtkę. Miał racje. Jakoś nigdy nie zmieniałam w sobie za dużo rzeczy. Miałam sentyment do starych rzeczy może dlatego, że przypominały mi one o przeszłości.
- Może dała byś się gdzieś zaprosić?
- Z miłą chęcią.

Znów się staraliśmy i widziałam trud z jakim wykonywaliśmy tak proste czynności jak pocałunek ale to już nie było to samo. Musieliśmy się przyznać przed sobą, że tak na prawdę nie jesteśmy w stanie zrobić nic by tamten czas wrócił.
Nie powiem... Byliśmy zakochani w sobie po uszy jednak każdy z nas nosił w sercu poza miłością żal, który był spowodowany naszymi rozstaniami. Czas tym razem nie działał na naszą korzyść... Oddalaliśmy się od siebie jednak gdy już nie byliśmy w stanie chwycić się za ręce, któreś z nas zawsze wracało. Byliśmy stworzeni by siebie kochać i nienawidzić zarazem.
To była trudna miłość... Przyniosła ona prawie tyle samo bólu co szczęścia jednak nie potrafiliśmy bez siebie żyć. I pomimo wszystkich kłótni, rozstań, wykrzyczanych wyzwisk i zapewnianiu o tym, ze nic do siebie nie czujemy. 
Dziś i tak siedzę przy nim patrząc jak czyta jedną z wielu książek. Pomimo tylu różnic udało nam się pogodzić to co w nas przeciwne, a udało nam się tylko dzięki jednemu. Nasze serca mimo upływających lat nadal pozostały takie same. Nadal kochały siebie z tak wielką siłą, który zwykły człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić.
Byliśmy sobie przeznaczeni. Bo przecież uczucia nie buduje się z czasem... albo jest albo go nie ma.

Dziwny miłości traf się na mnie iści, że muszę kochać przedmiot nienawiści.

*****
Imagin oparty na prawdziwej historii.

Dziękuję za wejścia na bloga i nieliczne komentarze ale jak to się mówi zawsze coś :)
Reszta opowiadań jest w trakcie pisanie więc możecie śmiało zaglądać i sprawdzać
czy coś się pojawiło.

piątek, 10 października 2014

Take it all


Teraz jedyne co mi pozostało to udawać, że wszystko jest okay, że twoje imię nie wywołuje u mnie dreszczy, że na twój widok moje serce nie przyśpiesza.

Choć mój umysł został oddany komu innemu, moje serce nadal należy do ciebie. Czuję to za każdym razem kiedy z wielką gracją przechodzisz obok mojej szafki, specjalnie zwalniając kroku bym dokładnie mogła dostrzec to co odtrąciłam. 
To jak prawą ręką poprawiasz poburzone włosy. To jak mrużysz oczy za każdym razem gdy nad czymś zawzięcie myślisz. To w jaki sposób na twoim czole pojawia się zmarszczka gdy starasz się przypomnieć sobie o czym zapomniałeś.
Mój ukochany... Znam cię lepiej od samej siebie.
- Ziemia do Lennie! - krzyknął Noah, a ja aż podskoczyłam ze strachu.
- Przepraszam, zamyśliłam się - wydukałam starając się spowolnić moje serce do poprzedniego tempa.
- Mówiłem o tym balu, który ma być za tydzień. Moglibyśmy pokazać się na nim jako oficjalna para.
- Świetny pomysł - mruknęłam odprowadzając wzrokiem wybranka mojego serca.
- Możemy pojechać dziś do miasta po sukienkę dla ciebie. Nie chcę żebyś wyglądała o dużo gorzej ode mnie.
Kolejny fenomenalny żart mojego chłopaka, który rozśmiesza tylko jego samego. Uśmiechnęłam się starając się by wyglądało to naturalnie, po czym pocałowałam go w policzek i ruszyłam w kierunku sali od angielskiego, w której właśnie miałam mieć zajęcia. Usiadłam jak zwykle w jednej z tylnich ławek czekając, aż przyjdzie Lily i zacznie mówić mi o tym jaką jestem idiotką.
Spóźniła się jak zwykle o dobre pięć minut po czym usiadła obok mnie i aż cała wrzała z gniewu.
- Nie uwierzysz co się stało.
Spojrzałam na nią czekając, aż znowu zacznie opowiadać.
- Idę sobie spokojnie korytarzem, patrzę na swoją szafkę, a obok niej stoi Noah i całuje jakąś dziewczynę. Już chciałam do niego podejść i oznajmić mu jakim jest dupkiem ale ubiegł mnie twój były chłopak. 
- Louis? - spytałam nie mogąc uwierzyć w to co słyszę.
- Chwycił Noah za szmaty i rzożądnie mu przyłożył. Na nieszczęście nie tylko ja to widziałam ale także sam pan dyrektor. Podobno chcą zawiesić Lou za pobicie.
- Mówisz poważnie?
- Jak boga kocham.
- Nie wierzysz w boga - westchnęłam.
- Przysięgam na swoją miłość do Josh'a Hutcherson, że nie kłamię.
- Trzeba mu pomóc...
- Mówię ci o tym, że zdradził się chłopak, a ty martwisz się o swojego ex? - przytaknęłam - Nigdy nie pojmę twojego toku myślenia.
Przez resztę lekcji zamiast słuchać pani Jonas, rozmyślałam nad tym jak mogę mu pomóc. Gdy zadzwonił dzwonek wyszłam z sali zauważając od razu siedzącego na schodach Noah i kawałek dalej Louis'a z dyrektorem.
Z udawanym współczuciem podeszłam do swojego chłopaka i ujęłam jego twarz w dłonie.
- Kto ci to zrobił? I dlaczego?
- Tomlinson - warknął - Podszedł do mnie i tak po prostu mi przywalił. Oczywiście gdybym wiedział co zamierza obronił bym się. Na szczęście obok była Alex i mi pomogła.
- A właśnie... Jak całowało się z tą szmatą?
- Ja nie...
- Nie udawaj! Lily was widziała, a tu masz ode mnie mały prezent.
Powiedziałam uderzając go z otwartej dłoni. Plask rozniósł się po całym korytarzu przykuwając spojrzenia większości osób, wliczając w to dyrektora, który patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Tak, tak. Wiem.. Już idę do pana gabinetu.
Z wzrokiem wlepionym w czubki butów powędrowałam na najwyższe piętro. Wchodząc do dużego pomieszczenia przywitałam się z sekretarką, panią Smith i pokierowałam się na sofę w sąsiednim pokoju. Już po chwili obok mnie siedział Lou, a przed nami stał rozwścieczony Jerry.
- Dlaczego znowu widzę was tu razem? - zapytał trąc skronie - Heleno myślałem, że już wyrosłaś z młodzieńczych wybryków.
- Ale tym razem, to na prawdę nie moja wina. Zdradził mnie, to co miałam zrobić? Obrzucić go kwiatami?
- Dobrze, to jestem w stanie zrozumieć. Ale ty Tomlinson... Po co do jasnej cholery go uderzyłeś?!
- Obiecałem, że nie pozwolę jej skrzywdzić.
Mężczyzna westchnął dość głośno podchodząc bliżej nas.
- Tylko dlatego, że was lubię nie zawieszę was ale macie sobie wszystko pomiędzy sobą wyjaśnić - wskazał na nas - I po szkole, aż do odwołania będziecie sprzątać szkołę.
W całkiem dobrym humorze wyszłam z gabinetu co jakiś czas zerkając z stronę bruneta.
- W takim razie widzimy się po lekcjach Chichotko.
Moje serce przyśpieszyło tempa... Tylko on mnie tak nazywał. Rumieniąc się znów podniosłam na niego wzrok ale już go nie było. Westchnęłam pod nosem idąc w kierunku pragnącej informacji Lily.

*Kilka dni później*

- Mógł byś podać mi miotłę? - spytałam ścierając z stołu resztki jedzenia.
- Mogła byś przestać nosić te obcisłe spodnie? Nie mogę się skupić.
- Może taki właśnie miał być efekt...
Poczułam ręce na moich udach po czym mocne szarpnięcie spowodowało, że odwróciłam się do niego twarzą.
- Nie drocz się ze mną - warknął całując mój obojczyk - Przecież wiesz jak to się skończy.
- Mam taką nadzieje.
- Nie sprawdzaj mojej wytrzymałości... - wysapał.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się całując go przelotnie w usta.
Odwróciłam się do tyłu dalej wykonując swoją robotę. Zerknęłam za siebie zauważając jego złowrogi wyraz twarzy. Charakterystyczna zmarszczka na czole i ściągnięte brwi.
- W co ty się bawisz?! Najpierw zwodzisz mnie! Zawracasz mi w głowie, a kiedy kompletnie wariuje na twoim punkcie odchodzisz! A teraz masz czelność mnie podrywać?
- Pamiętasz co powiedziałeś mi w noc przed moim odejściem?
- Że nie ważne co się stanie będę o nas walczył...
- Zawalczyłeś? Oblałeś jedyny test, który ci zrobiła,. I wiesz co mi z tego wszystkiego wyszło?! Nie ważne w jakie bagno mnie wpakujesz, ile razy upijesz się do nieprzytomności tak, że będę musiała cię nieść do domu, to wszystko jest lepsze od braku możliwości dotknięcia cię! Dlatego czekałam... Cholera czekałam dwa miesiące, aż w końcu przestałam. Ale kiedy jakiś tydzień temu znów przeszedłeś obok mojej szafki zrozumiałam, że okłamywałam siebie przez tyle miesięcy. Ciągle czekałam...
Chłopak podszedł bliżej ujmując moją twarz w dłonie.
- Walczyłem z samym sobą, bo chciałem żebyś była szczęśliwa. Wciąż opiekowałem się tobą... Niezależnie czy bez twojej, czy za twoją zgodą. Nadal cię kocham chichotko...
- Udowodnij - wyszeptałam.
Brunet poderwał mnie z ziemi, a ja oplotłam nogi wokół jego bioder. Złączył nasze usta i zostawiając wszystkie brudne szmaty na stołach, ruszył w kierunku korytarza przez, który właśnie przechodziła drużyna piłkarska z Noah na czele. Nie odrywając ust od Louis'a wystawiłam mu środkowy palec. Lou zaśmiał się tylko, po czym szybszym tempem pognał w stronę swojego samochodu. Posadził mnie na masce i przerwał pocałunek.
- Nadal świetnie całujesz.
- Ty też - przyznałam łapiąc oddech - Trenowałeś? - zapytałam zabawnie machając brwiami, chociaż tak na prawdę bałam się poznać odpowiedź na to pytanie.
- Nie... ale myślę, że to zasługa tego, że tak długo na to czekałem - wymamrotał, zakładając za ucho pojedyncze pasmo, które błąkało się po mojej twarzy.
- Przepraszam, że cię zostawiłam - wyszeptałam wlepiając wzrok w czubki swoich butów.
- Ważne, że znowu jesteś moja - uśmiechnął się - A teraz pozwól, że coś załatwię.
Cmoknął mnie w usta obracając się w stronę Noah, który właśnie wychodził ze szkoły. Gestem ręki wskazał bym dała mu minutę. Z pokaźną pozą ruszył w stronę blondyna. Już myślałam, że go uderzy, a on zamiast tego poklepał go po ramieniu i powiedział mu coś na ucho. Z uśmiechem na twarzy wrócił do mnie by znów mnie pocałować.
- Co mu powiedziałeś? 
- Podziękowałem mu za to, że zajął się tobą kiedy ja nie mogłem i ostrzegłem, że jeżeli jeszcze raz zbliży się do ciebie na odległość dwóch metrów połamię mu ręce.
- Jesteś niemożliwy wiesz? - zaśmiałam się zeskakując z maski.
- Kiedyś już o tym słyszałem - powiedział chwytając mnie za rękę - A teraz pozwolę sobie wrócić do tematu twoich spodni. Są strasznie seksowne.
- No wiem.
- Nigdy więcej już ich nie zakładaj.
- A to dlaczego?
- Bo będę musiał pozabijać wszystkich napotkanych facetów.
Zaczęłam się śmiać, patrząc na jedno z okien na parterze. Zauważyłam w nim dyrektora, który kręcił tylko głową, powiedział coś, po czym się uśmiechnął. W myślach odtworzyłam sobie to co powiedział kiedy pierwszy raz, razem z Lou wylądowaliśmy na dywaniku.


Wy dwoje jeszcze nie raz wpadniecie w kłopoty.
Ale kiedy tak na was patrzę widzę siebie kilkanaście lat temu.
Też byłem zakochany po uszy ale w was widzę coś jeszcze.
Uwierzcie, że zajdziecie daleko ale tylko pod jednym warunkiem.
Że będziecie razem.

Oh Jerry... jak zwykle miałeś racje. Uśmiechając się ścisnęłam rękę Louis'a. Nareszcie nie muszę udawać, że kocham kogoś innego... Bo moje szczęście znów jest przymnie. On jez znów mój...


***
przepraszam... na prawdę ale nie miałam komputera przez jakiś czas.
postaram się teraz wszystko nadrobić :)))
ten imagin dedykuje wszystkim osobą, które tak jak ja spędzają
piątkowy wieczór nad książkami.
Kocham was marcheweczki :)))