środa, 30 grudnia 2015

Little More cz.2


I kocham Cię tak jakby moja miłość do ciebie nadal mogła coś zmienić.

Światła odbijają się od szyby samochodu, mieniąc się wszystkimi kolorami. Kątem oka widzę jak brunet zaciska mocniej ręce na kierownicy. Auto bezprzeszkód sunie bo otulonych nocą ulicach, gdy moje oczy wciąż są wbite w jego anielską twarz. 
- Mogę włączyć radio? - spytałam nie odrywając od niego wzroku.
Harry uśmiechnął się szeroko kiwając głową na znak zgody i łapiąc mnie za dłoń powiedział:
- Poczekaj jeszcze dziesięć minut, a będziemy na miejscu. Na pewno ci się spodoba. Szukałem takiej okazji już od jakiegoś czasu. Ostatnio nawet spotkałem się z jakąś panią, która poleciła mi właśnie to miejsce. Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia.
Tak jak ja w tobie ~pomyślałam gryząc się w język. Chciałabym mu to powiedzieć ale wydaje mi się, że gdybym była odpowiednią dziewczyną dla niego nadarzyła by się okazja żeby mu o tym powiedzieć. Tak czy inaczej nigdy taka sytuacja nie zaistniała więc siedząc w tym momencie koło niego w aucie jestem tylko i wyłącznie przyjaciółką.

Jak mówił wcześniej nasza podróż skończyła się po dziesięciu minutach. Zatrzymaliśmy się przy niewielkim domku z jasnego drewna w samym środku lasu. Obok było małe jeziorko i polana, na której zaczęło już się budzić ranne życie. Dojechanie tu zajęło nam dość sporo czasu ale było warto. Widok wschodzącego słońca nad przejrzystą wodą był tym czego potrzebowałam od dłuższego czasu, a sama myśl o tym że spędzę tu trzy tygodnie z chłopakiem, który już od dzieciństwa jest moją wielką miłością byłą czymś niezwykłym. 
- I jak Ci się podoba?
- Miałeś rację mówiąc, że jest tu cudownie. 
- Domek jest do naszej dyspozycji przez całe trzy tygodnie ale jeśli będziesz chciała wrócić szybciej to obiecuję, że odwiozę cię pod same drzwi twojego domu.
- Na razie nigdzie się nie wybieram - powiedziałam szeroko się uśmiechając.
Wzięliśmy nasze bagaże i powędrowaliśmy do swoich pokoi. Tak jak przypuszczałam były one osobne. Odkąd pamiętam gdy tylko na jakiejś szkolnej wycieczce bądź jakimś rodzinnym wyjeździe na przykład tym pod namiot, który co roku organizowali rodzice Harry'ego, dostawał on pokój lub w tym przypadku namiot z jakąś inną osobą wpadał w szał. Mówił, że to przez to, że ceni sobie własną prywatność ale inni nawet jego rodzice mówili, że coś ukrywa. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nawet gdy śnił mi się jakiś koszmar i był skazany na to żeby mnie uspokoił robił to w moim pokoju i gdy myślał, że już śpię po cichu wykradał się i wracał do swojej "komnaty tajemnic".
Gdy już się wypakowałam swoje rzecczy, położyłam się na łóżku zaciągając się zapachem świeżej pościeli, która pachniała lawendom.
Do pokoju wbiegł brunet i rzucając mi się na łóżko zdążył już nabrudzić w moim czystym pokoju błotem.
- To jak? Gotowa na niezapomnianą przygodę?
Byłam gotowa na nią odkąd się poznaliśmy... ale ci tego nie powiem
- Oczywiście - powiedziałam szeroko się uśmiechając.


***
Myślę, że pisanie przepraszam to marny pomysł. Zamiast tego wolę życzyć wam szczęśliwego nowego roku, masy niezapomnianych przygód, wielkiej i prawdziwej miłości oraz rodzinnych chwil.
Postaram się częściej zamieszczać posty ale przy rozszerzeniu z matematyki to na prawdę trudne. Jeśli któraś z was chciałaby mnie wspierać w prowadzeniu tego bloga,
możecie się ze mną kontaktować przez e-mail bądź w specjalnej zakładce pod tytułem "oferta" gdzie będzie pisało czego od was będę wymagać :) będą też tam podane inne możliwości kontaktu ze mną :)
Dziękuję za aktywności i jeszcze raz szczęśliwego nowego roku :*

niedziela, 7 czerwca 2015

Settle down


Na litość boską, ustatkuj się! Wiesz, że nie mogą mnie z tobą zobaczyć. Wracamy do mojego domu.. Twoje dłonie, moje usta. Teraz po prostu zatrzymam się koło ciebie.

Przy zasłoniętych żaluzjach patrzę na jego twarz, na której odbija się światło telewizora. Rozglądam się dookoła i widzę tylko znajomych mojego brata. Nie wiem czy czuję się z tym niezręcznie, raczej nie. Przywykłam do starszego towarzystwa. Widziałam już wiele rzeczy, których może nie powinnam widzieć ale tego wieczoru było zwyczajnie. Siedziałam pomiędzy Harry'm, a Liam'em. Lubiłam to miejsce ponieważ bez przeszkód mogłam wpatrywać się w Louis'a, który chyba od zawsze jest moim wymarzonym facetem. Niestety jest starszy i nie interesuje się dziewczynami, które dopiero co skończyły dziewiętnaście lat. Mój brat, kochany i nie zastąpiony Harry sam wie jak to jest być najmłodszym. Przez długi czas gdy dopiero zakładali swój "wielki" biznes, miał pod górkę. "ejj młody" pamiętam jakby to było dziś gdy wracał do domu, trzaskał drzwiami i przeklinał ich wszystkich za głupie docinki. Wydaje mi się, że nie mieli prawa tak o nim mówić, on jako jedyny z całego towarzystwa w wieku szesnastu lat musiał wziąć wszystko na siebie. Wychowanie mnie, pracę, pomoc przy moich lekcjach, swoją szkołę i cały dom na głowie. Jest moim prawnym opiekunem i z dumą mogę powiedzieć, że jest najbardziej dojrzały z ich wszystkich. Wiek to tylko głupia liczba.. dlaczego ma mieć wpływ na nasze wybory, wnioski o innych i inne rzeczy.
- T.I, możesz mi przynieść piwo? - zapytał Niall, a ja tylko obdarzyłam go złowrogim spojrzeniem po czym wstałam z kanapy i poszłam do kuchni.
Wyjęłam z lodówki sześć piw i z butelkami w ręku wróciłam do pokoju rozdając każdemu po jednej. Otworzyłam swoją i szybkimi łykami wypiłam połowę jej zawartości. Louis patrzył na mnie chłodnym wzrokiem jednak po chwili odwrócił wzrok. Westchnęłam pod nosem zerkając na dno butelki. Jeśli mam z nimi wytrzymać cały wieczór bez złego humoru potrzebuję czegoś mocniejszego niż piwo.
- Może pójdziemy do jakiegoś klubu? - spytałam mając nadzieję, że nie tylko ja chcę stąd wyjść.
- Parę ulic dalej otworzyli jakiś mały bar. Możemy iść się napić - skwitował Niall.
- No to na co czekamy? Zbierajmy się i idziemy.
Gdy tylko to usłyszałam pobiegłam do swojego pokoju, by przebrać się w obcisłą czarna sukienkę z wyzywającym dekoltem, na nogi nasunęłam szpilki w tym samym kolorze, a usta podkreśliłam czerwoną szminką. Przez ramię przewiesiłam skórzaną kurtkę i już byłam gotowa. Schodząc po schodach widziałam jak oczy chłopaków pożerają mnie wzrokiem, a mina Louisa już nie jest tak obojętna jak ta dziesięć minut temu. Mój brat uśmiechał się drwiąco wiedząc, że robię wszystko tylko po to by sprowokować Lou. Zadowolona z reakcji chłopaków wyszłam przed dom wsiadając do auta Harry'ego.
Tak jak myślałam każdy chciał jechać swoim samochodem więc wyszło na to, że jechałam sam na sam z swoim bratem.
- Niezłe przedstawienie T.I
- W końcu nie wytrzyma - zaśmiałam się pod nosem.
- A jeśli nie?
- Spójrzmy prawdzie w oczy. Jest słaby, ulegnie jeszcze dzisiaj.
- Obyś wiedziała co robisz.

Siedziałam przy barze patrząc na grupę nastolatek w moim wieku, które tańczą po środku nie tak małej sali. A co w tym czasie robiłam ja? Piłam shota za shotem modląc się by w końcu którykolwiek z chłopaków zaprosił mnie do tańca. Nie doczekanie - pomyślałam wstając z krzesła. O cholera.. chyba za dużo wypiłam.
Lekko chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę parkietu. Kołysałam się w rytm muzyki gdy nagle poczułam czyjeś ręce na moich udach. Odwróciłam się spanikowana zauważając przed sobą niebieskie oczy, które płonęły czystym pożądaniem. To nie jest Louis... Jego ręce twardo trzymały mnie przyciśniętą do jego ciała, a usta powędrowały na moją szyję Czułam od niego woń alkoholu i zapach papierosów. Zaczęłam się powoli odsuwać od nieznajomego chłopaka. Gdy jego uścisk nie zmalał zaczęłam się szarpać i już miałam tracić nadzieję gdy nagle obok mnie, nie wiadomo skąd pojawił się Lou i bez większych namysłów uderzył z pięści w twarz chłopaka, który jeszcze minutę szybciej kleił się do mnie. Może ta sukienka nie była najlepszym pomysłem...
- Jesteś cała?
Pokiwałam potwierdzająco głowa nie będąc w stanie nic powiedzieć. Trzęsłam się i nagle zrobiło mi się strasznie zimno. Chciałam jechać do domu... już, teraz.
- Zabrać cię stąd?
Nie musiałam odpowiadać. Brunet chwycił mnie za rękę i poprowadził do wyjścia. Nigdzie nie widziałam reszty, moje oczy przykryła jakby mgła, która mazała mi cały obraz. Chłopak chyba wyczuł moje ostrożne kroki, bo po chwili trzymał mnie mocno w swoich ramionach i nie wyglądało na to by miał mnie puścić. Chwila szczęścia w nieszczęściu? Nie wiem czy coś takiego istnieje. Czułam na sobie brudny oddech tego chłopaka z klubu. Paraliżował mnie, nie mogłam myśleć o niczym innym niż o jego łapach na moim ciele. Tak bardzo chciałam sprowokować Louis'a, że nie pomyślałam o tym, że ktoś inny może to uznać za znak.
Moje ramiona otulił miejski wiatr, Louis szedł w kierunku swojego mieszkania parę ulic stąd i nawet nie fatygował się by na mnie spojrzeć. Był taki jak zawsze... nie obecny.

Gdy w końcu się zatrzymaliśmy znajdowaliśmy się pod drzwiami kierującymi do małego mieszkania bruneta. Jeszcze nigdy tu nie byłam, najczęściej przebywaliśmy u nas w domu albo u Niall'a, który zafundował sobie ogromny telewizor. Niepewnym krokiem przekroczyłam próg i szybko skierowałam się do kanapy, na której od razu usiadłam. Patrzyłam się w swoje ręce i wciąż walczyłam z zawrotami w swojej głowie. Wypiłam za dużo. Louis stał naprzeciwko mnie i patrzył pustym wzrokiem na wszystko co robię. Moja dolna warga zadrżała niebezpiecznie i już byłam pewna, że dłużej nie powstrzymam szlochu, który chciał się ze mnie wydostać od momentu, w którym opuściliśmy klub. Łzy kapały bezpośrednio na podłogę ale tym razem nie unikałam wzroku chłopaka.
- Gdzie jest Harry?
- Pojechali do Clary, podobno robi imprezę. Dzisiaj zostaniesz u mnie, jutro rano cię odwiozę.
- Dobrze..
Wcale nie dobrze. Chcę jechać do domu, chcę żeby Harry mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Chcę zamknąć się w swoim pokoju i nie wychodzić z niego przez następne parę dni, a zamiast tego muszę siedzieć tu. Z chłopakiem, którego kocham chyba od zawsze ale jest na tyle głupi by tego nie zauważyć albo po prostu nic dla niego nie znaczę.
- Chodź ze mną, dam ci coś do spania i pokaże ci twoją sypialnie.

Leżałam na plecach cały czas patrząc na zegarek, który pokazywał godzinę 4 nad ranem. Nie mogę zasnąć, a na dodatek strasznie muszę iść do łazienki. Po cichu wyszłam z pokoju i na palcach powędrowałam do łazienki. Gdy już z niej wychodziłam zauważyłam zapalone światło w salonie. Wchodząc do pomieszczenia spodziewałam się zobaczyć tam chłopaka oglądającego telewizję ale muszę przyznać, że mocno się pomyliłam. Siedział przy oknie i wzrokiem odprowadzał przejeżdżające samochody. Podłoga zaskrzypiała pod moim ciężarem przez co wzrok Louis'a został momentalnie skierowany w moją stronę.
- Też nie możesz spać? - spytał dalej obserwując migoczące światła.
Przytaknęłam idąc w jego kierunku. Usiadłam koło niego i razem z nim chciałam poczekać by przywitać się ze wschodzącym słońcem.
- Uważałem cię za mądrą dziewczynę.. aż do dzisiejszego wieczoru, nawet nie wiesz co mogło ci się stać gdyby mnie tam nie było.
- Gdyby ciebie nie było, nic takiego by się nie zdarzyło - warknęłam - Czy ty nadal nie rozumiesz, że wszystko co robię jest spowodowane tobą? Co mam jeszcze zrobić żebyś zwrócił na mnie uwagę?
Z wielką pogardą dla siebie muszę przyznać, że dostałam słowotoku. Powiedziałam mu wszystko to co siedzi we mnie od dawna i czy było mi z tym lepiej? Nie bardzo.
Nienawidzę w nim tego... nie rozumiem jak może wyglądać tak bardzo obojętnie w tej sytuacji. Po prostu nie jestem w stanie pojąć jak można nic nie czuć...
- Jesteś młoda i naiwna - powiedział opierając czoło o szklaną powierzchnie.
- Ale przynajmniej patrzę na uczucia innych.
Odwróciłam się na pięcie i zbierając kurtkę z wieszaka starałam się otworzyć drzwi. Poczułam na swoim ramieniu silną dłoń i dość mocne pociągnięcie przez które stałam twarzą w twarz z Louis'em.
- Co pomyślą ludzie gdy zobaczą cię ze mną?
- Nic, pomyśl Lou ile jest takich par. Dwadzieścia lat różnicy w związku w tych czasach nie robią już na nikim większego wrażenia. U nas to tylko niespełna pięć lat... za wszelką cenę chcesz chronić swój tyłek przed krzywymi spojrzeniami. Rozumiem to ale po prostu nie chcę uwierzyć w to, że jestem ci całkowicie obojętna. Nie chcę być nic nie znaczącą małolatą, a teraz jeśli już wszystko sobie powiedzieliśmy idę do domu choćby mieli mnie porwać. Wszystko jest lepsze od patrzenia na twoją obojętność.
- Nie jesteś nią.
Powiedział po czym pierwszy raz w życiu na jego twarzy mogłam dostrzec choć odrobinę zrozumienia.
- Kim nie jestem?
- Kiedyś się zakochałem w pewnej dziewczynie ale ty nią nie jesteś - na mojej twarzy powstały rzędy łez, które spływały cały czas, a ich wędrówka na ziemie wydawała się nie mieć końca.
Patrzyłam się na niego zaszklonymi oczami i walczyłam z potrzebą skulenia się w jakimś ciemnym koncie. Otworzyłam usta by coś powiedzieć ale zdałam sobie sprawę, że nie mogę wydobyć z siebie nawet najmniejszego słowa.
- Kiedyś była uroczą nastolatką ale potem mocno się zmieniła. Zaślepiła ją wizja wyidealizowanej osoby, którą bym zapragnął... a tak na prawdę chciałem ją od razu. Bez tych wszystkich zmian i głupich zachowań. Bez popisywania się przede mną i dwuznacznych zachować, które miały mnie sprowokować. Zakochałem się już dawno temu w pewnej piętnastolatce z stertą czasopism. Ale ona wtedy nawet na mnie nie patrzyła, a teraz gdy ja patrzę na nią widzę kogoś innego.
- Chciałam tylko żebyś w końcu mnie chciał...
Chłopak chwycił za mój podbródek i patrzył mi głęboko w oczy. Na jego twarzy zagościł mały uśmiech, a jego usta przyległy do mojej szyi. Całował bardzo delikatnie jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.
- Przestań udawać kogoś kim nie jesteś... ustatkuj się dziewczyno, bo chcę cię taką jaką jesteś. Teraz i na zawsze.

Małe miasteczko rządzące wszystkimi ludżmi obok nas
Co za znajoma twarz
Rozumiesz teraz, o co mi chodzi?
Mam bzika na punkcie dziewczyny z delikatnym dźwiękiem 
i rozwianymi włosami.

***
Dziękuję za 70 tysięcy wejść!
To niezwykłe ile osób już tu zajrzało, nadal nie mogę w to uwierzyć :)))
ten imagin dedykuję wam i mam nadzieję, że się spodoba.


niedziela, 29 marca 2015

Wish you were mine


Urodziny... Dziś spełnienia marzeń życzy mi ten, który miał nim być.

Paru znajomych, masa prezentów i on. Stoi oparty o jedną ze ścian i czeka, aż kolejka ludzi stojących przy mnie złoży mi te głupie życzenia i w końcu odejdą. Widzę jego płonące spojrzenie przez co nogi same mi się uginają. Widzę w jego oczach to co tak bardzo chcę zobaczyć jednak pod powłoką pożądania błyszczy tak dobrze mi znana obojętność. Gdyby jego spojrzenie mogło mówić byłoby to coś z serii "stoję tu tylko dlatego, że nie mam nic ciekawszego do roboty, a ty jesteś tu tylko przez przypadek". Patrzę jak tłum się rozchodzi, a on stawia kolejne kroki powoli przesuwając się w moją stronę. Serce przyśpiesza obrotów, ręce trzęsą się jak pod wpływem środków na pobudzenie, a w ustach brak mi śliny.
- Wszystkiego najlepszego T.I. Spełnienia marzeń i reszty tych pierdół.
- Dzięki - wyszeptałam, a on pocałował mnie w policzek, po czym po prostu odszedł.
Zostawił mnie w kompletnym osłupieniu jednak po chwili się z niego wyrwałam. Zobaczyłam jak siedzi na kanapie trzymając w ręce butelkę z piwem. Spojrzał w moją stronę więc od razu odwróciłam wzrok. Niemal mogłam usłyszeć jak się śmieje pod nosem. Dźwięk muzyki i tłuczonego szkła, za które przyjdzie mi zapłacić ucichł w jednym momencie gdy on podniósł dłoń do góry i gestem ręki wskazał na schody. Uniosłam pytająco brew, a on jakby nigdy nic, wstał z kanapy i ruszył do przodu co jakiś czas się oglądając, by sprawdzić czy aby na pewno za nim idę. 
W co ty za mną grasz? -pomyślałam przeskakując po dwa stopnie. Błądziłam za nim wzrokiem nie chcąc go zgubić w tłumie ludzi, którzy urządzili sobie wycieczkę po górnej części mojego domu. Skręcił w prawo i przekroczył drzwi do mojej pracowni, która była zawalona książkami i dokumentami z mojej pracy. Zamknęłam za sobą drzwi obracając się do niego przodem. Byłam zestresowana i przepełniona wielką obawą.  Może nawet strachem, jakbym za chwile miała stracić coś co nigdy nie było w moim posiadaniu.
- Myślałem, że stchórzysz - wymamrotał podchodząc coraz to bliżej. 
- Dlaczego miała bym to zrobić? - zapytałam drżącym głosem.
- Nie należysz to osób, które lubią ryzykować  - zaśmiał się dotykając wierzchem dłoni mojego policzka  - chciałem dać ci prezent.
- Jaki? 
- Pozwól, że ci pokażę. 
I w tym momencie nasze usta się złączyły. Smakował jak maliny w zimę, coś niezwykłego, a wręcz niedorzecznego ale jednak. W tej sekundzie stałam w swojej pracowni smakując tych malin. Maliny w zimę, mój ulubiony smak.
Przypadł mnie do biurka, po czym ujął moją  twarz w dłonie. 
- Podoba mi się ten prezent - wymruczałam kładąc  rękę  na jego karku.
- Meg mówiła, że ci się spodoba.
- Że  co ?!
- Nie  dramatyzuj, to tylko pocałunek.
- Dla ciebie może  i tak - wyszeptałam odchodząc.

Siedziałam na dachu pozwalając, by łzy  pozwoli spadały z moich policzków. Nie wiedziałam, że  może  boleć  jeszcze bardziej  dopóki nie zobaczyłam to na trawniku. Chyba kogoś  szukał, tym kimś  nie byłam ja.
- T.I ! Gdzie jesteś?
Zdziwiona wpatrywałam się w bruneta ciesząc się, że jestem poza zasięgiem jego wzroku. Dość szybkim ruchem z powrotem wślizgnęłam się do domu i dość spektakularnie zbiegłam po schodach. Rozglądając się dookoła upewniłam się, że na swojej drodze nie spotkam bruneta, po czym biegiem skierowałam się do parku naprzeciwko mojego domu. Dobiegłam do jednej z ławek i położyłam się na niej nie będąc w stanie oddychać. Słabą mam kondycję.
- Od jutra przysięgam ci boże, zacznę biegać.
- Nie ładnie tak składać obietnic, których i tak się nie dotrzyma.
O jezusie... Liam. ale jak to? przecież specjalnie rozglądałam się by mnie nie zobaczył. To chyba najgorsze urodziny w moim życiu.
- Przynajmniej nie robię sobie żartów z cudzych uczuć.
- To nie tak T.I - powiedział klękając obok mnie.
Patrzyłam na jego anielską twarz, w której podkochuję się chyba od zawsze. Ale wiem jakie są realia. Tacy ludzie jak on nigdy się nie zmieniają, nie ma co liczyć na szczęśliwe zakończenia gdy w grę wchodzi osoba bez większych uczuć.
- Nie musisz się tłumaczyć Liam - wyszeptałam podnosząc się do pozycji siedzącej - Tłumaczą się winni, ty nic nie zrobiłeś... po prostu taki jesteś.
Wstałam z miejsca i wolnym krokiem ruszyłam jedną z alejek nawet nie licząc na to, że za mną ruszy.
- A skąd ty możesz wiedzieć jaki jestem?! - krzyknął.
Odwróciłam się w jego stronę śmiejąc się pod nosem. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i po prostu się w niego wpatrywałam.
- Czasami wydaje mi się, że wiem o tobie więcej niż ty sam. Możesz mnie nie zauważać ale ja zawsze byłam obok.
- Nie chciałem żebyś się na mnie obraziła - wymamrotał drapiąc się po karku - Chciałem dobrze.
- No i tak było - uśmiechnęłam się - dziękuję za ten prezent ale nie spodziewałam się go. Bo sądziłam, że kiedy mnie pocałujesz będzie chodziło o coś więcej.... zawsze chciałam czegoś więcej.
- Trochę się przeliczyłaś.
- Racja.
- Mogę ci dać resztę prezentu?
Uniosłam jedną brew, podchodząc trochę bliżej jednak na tyle daleko by mnie nie dotknął. Brunet wysunął w moją stronę rękę, w której trzymał dwa bilety do kina.
- No wiesz - zaczął mówić jednak nie przychodziło mu to łatwo - Nie tylko ty chcesz czegoś więcej.
- Czyli ty...
- Od zawsze.
- Niemożliwe - zaśmiałam się panicznie.
Chłopak zniszczył dzielący nas dystans, przyciskając mnie do siebie. Położyłam dłonie na jego ramionach i uśmiechnęłam się nieśmiało podczas gdy on mało dyskretnie zbliżył swoje usta do moich.
- Już się nie złość... tamto to tylko pocałunek, a od teraz chcę czegoś więcej... znacznie więcej.

Po tamtym dniu coś się zmieniło. Nie wiem czy do końca uwierzyłam w to, że ktoś taki jak on jest w stanie się zmienić. Prawdą było to, że kochałam go bezgranicznie. Nie chciałam by się zmieniał, a na pewno nie dla mnie. Wydaje mi się, że zrobił to dla siebie.
Nasze "więcej" różniło się w swoim znaczeniu. Nie chodziło nam do końca o to samo ale nie można powiedzieć, że nie próbowaliśmy. Od tamtego czasu minęły już dwa lata i z pełną dumą mogę powiedzieć, że moje urodzinowe marzenie nadal jest obok mnie, a nasze głupie więcej nas łączy.
- O czym myślisz? - zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.
- Wspominam.
- Gdy to robisz, to nie kontaktujesz. Jakbyś była gdzie indziej, wyglądasz komicznie - rzuciłam w niego poduszką, a on zaczął się śmiać.
- Cicho siedź, lubię myśleć o naszych wspólnie spędzonych chwilach.
- A którą lubisz najbardziej?
- Nie mam. Każda miała w sobie coś niezwykłego, nie potrafię wybrać jednej i powiedzieć, że znaczy ona więcej niż pozostałe.
- Mam tak samo - powiedział przyciągając mnie do siebie.
Złączył nasze usta, a ja po cichu, po raz kolejny dziękowałam bogu, że dał mi zaszczyt kochania go. Bo właśnie to jest moim największym sukcesem. 

***
imagin napisany z dedykacją dla was.
tak bez żadnej przyczyny ode mnie xd mam nadzieję, że wam się spodoba :)

Little More cz.1


Wszystko już było oprócz nas...

- Powiedz mu . - wymamrotała brunetka napełniając usta kolejną garścią popcornu .

- To nie jest takie proste . - dziewczyna przewróciła oczami robiąc wielce zamyśloną minę .
- Podchodzisz do niego i mówisz mu co czujesz już od kilku lat . Mam ci to rozrysować ? - zadrwiła .
Westchnęłam opadając na puchowe poduszki .
- Kiedyś mu powiem . - wyszeptałam zamykając oczy . 
Wyobraziłam sobie jego i mnie... Razem to takie dziwne uczucie kiedy chcesz zdobyć coś co jest na wyciągnięcie ręki , a wydaje ci się że jest dla ciebie nie osiągalne .

*tydzień później*

- Zadzwoń do niego ! - krzyknęła uderzając ręką w stół .
- Nie chcę się narzucać . - wyszeptałam przegryzając wnętrze policzka .
- Jeżeli nie weźmiesz tego głupiego telefonu i nie zadzwonisz w ciągu pięciu minut rozniosę ci cały dom , a uwierz jestem do tego zdolna .
- Spokojnie . - wymamrotałam biorąc urządzenie do ręki .
Wybrałam numer loczka czekając aż  odbierze . Kiedy już chciałam się rozłączyć usłyszałam jego melodyjny głos .
H: Halo ?
T.I: Hej to ja . Przepraszam jeśli ci przeszkadzam .
H: Co ty w ogóle mówisz . - zaśmiał się - Nigdy nie przeszkadzasz . Co chciałaś ?
T.I: Zastanawiałam się czy nie moglibyśmy się gdzieś spotkać... - wyszeptałam .
H: Przykro mi T.I ale jestem już umówiony z znajomą .
T.I: Ou... Nie szkodzi . - wymamrotałam .
H: Możemy spotkać się jutro . Wpadnę do ciebie, co ty na to ? 
T.I: Jasne . To do zobaczenia .
H: Nara maleńka .
Usłyszałam głos sygnalizujący zakończenie połączenia . Westchnęłam przeczesując włosy , ciągnąc za ich końcówki .
- I co ? - zapytała Sally , a ja tylko wzruszyłam ramionami .
- Jest już umówiony . 
- Może któryś z chłopaków chciał się spotkać .
- Z dziewczyną . - wyszeptałam .
Porozmawiałyśmy jeszcze chwile po czym dziewczyna wyszła zostawiając mnie samą . Nalałam do wanny gorącej wody , po czym zanurzyłam się w cieczy . Za raz po kąpieli przebrałam się w piżamę składającą się z starej bluzki Harry'ego , którą zostawił tu na wszelki wypadek gdyby zdarzyło mu się u mnie nocować i  krótkich szortów . Ułożyłam się do łóżka , przykrywając się po sam czubek nosa .
Zamknęłam oczy i momentalnie zmorzył mnie sen . 

Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez zasłony . Warknęłam zdenerwowana zakrywając głowę poduszką . Po jakimś czasie wstałam z łóżka idąc do łazienki umyć zęby . Wychodząc z pomieszczenia podeszłam do szafy wyjmując z niej zwykły czarny t-shirt i podarte rurki w tym samym kolorze. Miałam worki pod oczami i siniaki na rękach po ostatnich wygłupach z moją przyjaciółką ale jakoś się tym nie przejmowałam. 
Nigdy nie spodziewała bym się, że mogę tak wyglądać. Od dziecka wmawiano mi, że schludny wygląd i postawa człowieka na wyższym poziomie sprawia, że ludzie nas szanują i chcą się z nami spotykać, rozmawiać i przyjaźnić. Dopiero Harry sprowadził mnie na ziemie swoimi docinkami na temat mnie i wypowiedziane przez niego obelgi, które zawsze były skierowane w moim kierunku. Były niczym pociski, które po jakimś czasie przebiły moją szklaną klatkę. W tamtym momencie odetchnęłam, byłam wolna i od tamtego dnia pokochałam go tak bezgranicznie. 
Bałam się tego uczucia, bo wiedziałam, że będę na każde skinienie jego palca i bez żadnych obaw skoczę za niego nawet w ogień, ale na tym polega miłość prawda? Szkoda, że on nie traktuje tak mnie.
Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi więc od razu zeszłam je otworzyć.
- Witam piękna - powiedział Harry i bez żadnych zbędnych zaproszeń wszedł do środka.
- Już jesteś? Nie jest trochę za wcześnie?
- Zabieram cię na długą wycieczkę więc nie mogłem dłużej czekać - puścił mi oczko - Spakuj parę najpotrzebniejszych rzeczy.
- Ile ta "wycieczka" będzie trwała? - spytałam unosząc jedną brew i momentalnie skrzyżowałam ręce.
Wymamrotał coś ale nie usłyszałam, przybliżyłam się trochę bliżej gestem ręki pokazując żeby powtórzył. Znowu zamiast słów usłyszałam niezrozumiałe pomruki.
- Harry nie bądź dzieckiem i powiedz normalnie.
- Trzy tygodnie - wyszeptał zerkając na podłogę.
- Chyba sobie żartujesz! I myślałeś, że się zgodzę?
- Nie przesadzaj T.I. Będzie fajnie, a taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć?
- A moja praca? Znajomi i cała reszta?
Brunet przysunął mnie w swoją stronę oplatając mnie swoimi ramionami. Czubkiem nosa potarł o moją szyję, a ja od razu wiedziałam, że przegrałam tą kłótnię.
- Pozwiedzamy, odwiedzimy parę imprez, spędzimy trochę czasu ze sobą - szeptał, a jego słowa odbijały się echem od mojej skóry.
- Kto z nami jedzie? - wychrypiałam zaciągając się jego zapachem.
- Nikt. Tylko ty i ja, jak kiedyś...

niedziela, 15 lutego 2015

Savior



Kochanie mogę być dla ciebie wszystkim, mogę pomagać ci w ciężkich chwilach ale nie będę twoim zbawicielem.

W życiu napotkałem wiele przeszkód ale ona była tą największą. Nie umiałem przejść koło niej obojętnie. Za każdym razem gdy tylko pojawiła się w moich drzwiach ulegałem... byłem jej ofiarą, sługą, poddanym. Żyłem by jej służyć. Ale ona odchodziła, robiła to za każdym razem gdy zdążyłem jej ponownie uwierzyć. Szarpała moim sercem we wszystkie strony jakby chciała rozerwać je na strzępy. Po jej odejściu starałem się zachować zdrowy rozsądek. Szukałem nowej miłości i gdy ją znajdowałem, znów mogłem ujrzeć ją pod moimi drzwiami ale chyba każde drzwi w końcu się zamykają... tak było i tym razem.

Wracałem właśnie z randki z moją nową dziewczyną Re. Była niezwykłą młodą dziewczyną, która tyle już osiągnęła. Skromna, piękna, inteligentna, a więc czego więcej chcieć? A najważniejsze w tym wszystkim było to, że ona także mnie kochała.  Ciągle to powtarzała. Na każdym kroku pokazywała to nawet w drobnych gestach. Właśnie tego potrzebowałem. Chciałem kochać i być kochanym... właśnie teraz tak było. 
Zatrzymałem samochód na podjeździe, by po chwili z niego wysiąść.  Nucąc pod nosem naszą ulubioną piosenkę, przy której się poznaliśmy stawiałem kolejne kroki chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, by napisać mojej królewnie dobranoc. Robiłem to każdego dnia..
Lecz gdy już chciałem chwycić klucze, by otworzyć zamek zdałem sobie sprawę, że na schodach siedzi ona... wyglądała tak jak ostatnio,  jej długie kasztanowe włosy były splecione w pokaźny warkocz, a szare oczy, w których zawsze świeciły gwiazdy były zamazane przez łzy.
- Hej - wyszeptała ciągnąc nosem.
- T.I.. co ty tu robisz?
- Tęskniłam.
Spojrzałem jej w oczy nie mogąc się oprzeć jej urokowi. W tym momencie zapomniałem o Re, o naszym związku, kurwa! Zapomniałem o całym świecie. Była tylko ona i te parę słów.
Otworzyłem drzwi i gestem ręki wskazałem by weszła. 

Przemknęła jak cień i tym razem też nie została na długo. Tłumaczyłem jej, że kogoś mam ale mój każdy sprzeciw zgłuszała swoim szeptem.  Powtarzała, że mnie kocha, że się pomyliła i chce wrócić.  Mówiła o prawdziwej  miłości i przeznaczeniu, o tym że gdy ludzie są dla siebie stworzeni będą razem prędzej czy później. A ja jak ten ślepy idiota wierzyłem. Spijałem każde słowo z jej ust. Niczym nektar bogów, zastępowałem tym jedzenie, sen, wszystkie potrzeby. Była moim powietrzem więc się jej oddałem po raz kolejny, a wtedy mnie zostawiła. Lubiła żyć świadomością, że kogoś ma, a kiedy ja dawałem sobie z nią spokój i zaczynałem iść dalej pojawiała się niczym szarańcza. Pożerając wszystko co udało mi się zbudować do tej pory.
Kochała mnie niszczyć i to było jedyne uczucie jakim mnie darzyła.. jej wyznania były puste, tak jak i pożegnania. Wiedziałem, że odejdzie, to było pewne tak samo jak to, że w końcu wróci. Nie powiem.. czekałem na to. Pojawiała się w najmniej spodziewanym momencie, zostawała tak długo aż uległem, bawiła się mną przez tygodnie i znikała. Moje życie stało się grą.  Pieprzonym labiryntem bez końca, a ona była pułapką, na którą natykałem się co jakiś czas. Lecz w wieku 23 lat coś się zmieniło...
Po prostu przestałem na nią czekać.
Ułożyłem sobie życie na nowo. Znalazłem nowy dom, z dala od miejskiego tłoku. Miałem co noc inną dziewczynę i żyło mi się na prawdę dobrze. Przestałem szukać miłości ponieważ owej nigdy nie otrzymałem. Owszem były te przelotne ale one mi nie wystarczały. Byłem zachłanny.. cholernie zachłanny.

Siedziałem właśnie na fotelu w salonie czekając na zamówione jedzenie. Usłyszałem dzwonek więc ruszyłem do drzwi chcąc jak najszybciej zapłacić i mieć tego gościa z głowy ale gdy otworzyłem zobaczyłem kogoś innego.  Nie była już taka piękna, miała podpuchnięte oczy i zaczerwienione policzki. Nie płakała ale wyglądała na zmęczoną, bez większego namysłu zamknąłem jej drzwi przed nosem.
Musiała być zdziwiona ale nie ustąpiła, pukała cicho do drzwi w kółko i w kółko.  W końcu musiałem ponownie otworzyć.
- Chcę tylko porozmawiać Lou..
- I znów mnie zostawisz, daj spokój T.I powtarzamy ten błąd po raz kolejny.  Nie nudzi ci się to? Dzisiaj jesteś, a jutro odejdziesz. Wybacz ale już nie mamy o czym mówić. Jesteś tylko pięknym błędem... moim największym błędem.
- Muszę ci coś powiedzieć. To bardzo ważne.
- Nie. Dziękuję ci ale już mi pokazałaś jaka jesteś na prawdę i mam tego dość.
- Mam syna.
- Gratuluję. Kto jest szczęśliwym tatusiem? - zadrwiłem.
- Ty.
- Jak to? Kiedy?
- Gdy ostatni raz odeszłam powód był inny. Nie chciałam tego dziecka, tak bardzo chciałam się go pozbyć. Znalazłam rodzinę zastępczą, po porodzie mieli go zabrać, a ja nie miałam go już nigdy zobaczyć.
- Więc co się zmieniło? - spytałem czując rosnącą gule w moim gardle.
- Chciałam go tylko raz potrzymać... wyglądał jak ty. Nie mogłam go oddać, postanowiłam z nim wyjechać i zrobić sobie przerwę od Doncaster. Przerwę od ciebie.
- I teraz po prawie dwóch latach, przypomniałaś sobie, że dziecko ma ojca? - zadrwiłem.
- Byłam u ciebie już tyle razy ale zawsze z kimś byłeś, po co miałam się pojawiać?
- Jakoś wcześniej rujnowanie mojego życia ci nie przeszkadzało! To moje dziecko, cholera T.I! Ja też mam prawo się z nim spotykać i wiedzieć o jego istnieniu.
- Przepraszam...

Po raz pierwszy w życiu widziałem ją tak skruszoną. To prawda, że była błędem, łamaczką serc i zwykłą szmatą. To prawda, że niszczyła mnie każdego dnia i każdego dnia patrzyła na to z wielkim uśmiechem. To prawda, że robiła ze mną co chciała, a ja jej na to pozwalałem. To prawda, że wracała by zrobić mi krzywdę. Ale prawdą było też to, że była jedynym powodem mojej dziury w sercu i jedyną osobą, która była w stanie ją załatać .
Czy ją przyjąłem do siebie? Jak zawsze. Przecież nie mógł bym inaczej, bo w myślach zawsze widziałem tą dziewczynę z podstawówki, sąsiedztwa, ze studiów. Tą dziewczynę, która była moim przekleństwem i najważniejszym darem od boga. Nigdy nie byłem wierzący, jakoś się z tym nie kryłem ale przy niej zaczynałem wierzyć w niebo. Była koszmarek ubranym jak marzenie.
Po tamtym dniu została na dłużej, co ja mówię.. została już na zawsze. Razem z moim synkiem. 
Pomagałem się jej zmienić przy okazji zmieniając mnie samego, staraliśmy się z całych sił ratować to co było między nami od zawsze i udało się. 
Byłem jej podwładnym, władcą, miłością, pociechą, marzeniem, przekleństwem, darem, snem, koszmarem, nieznanym miejscem, kochankiem, mężem, chłopakiem, narzeczonym, skarbem, prorokiem, łaskawcą i wielbicielem... ale nigdy jej zbawicielem. Ona zbawiła się sama.

***
Imagin napisany przeze mnie z dedykacją dla was na spóźnione walentynki.
Dla tych osób zakochanych i samotnych.
Dla moich skarbów i tych, którzy są kimś więcej.
Dla przyjaciół, znajomych, rodziny, dla was.
Bo bez was nic bym nie osiągnęła, chciałam wam powiedzieć, za to, że mnie napędzacie 
i dzięki wam nadal mam siłę, by walczyć o swoje marzenia.
Z całego serca dziękuję za waszą obecność, komentarze, wejścia i jeśli chcecie napisać,
bądź porozmawiać, zapraszam i czekam :)
mmm.i.like.strawberry@gmail.com

czwartek, 29 stycznia 2015

Dark side, baby


Skarbie, nie każ mi wybierać ponieważ znowu wybiorę źle, a moje błędy są na prawdę trudne do naprawienia. Skarbie, nie każ mi odchodzić gdy dopiero się rozkręcam, a musisz wiedzieć, że jestem w stanie pokazać ci na prawdę wiele. Skarbie nie każ mi mówić o uczuciach, bo nie chce się przyznawać, że cię kocham.

Jest młoda, tak bardzo młoda. To jeszcze dziecko, które chce być traktowane jak dorosła kobieta. Ma tylko siedemnaście i pół roku. Nie jest nawet pełnoletnia. Przecież złamię jej serce. Z tej całej zabawy z młodziutką dziewczyną wyszedł niezły burdel.  Wspólne mieszkanie, imprezy, jej szkoła, moja praca, nasze pieprzenie, ostre pieprzenie, jej boskie ciało, moje pożądanie.
Wyszło jak wyszło, nigdy nie rozwodziłem się na temat miłości, nie mówiłem jej, że była i jest dla mnie ważna. Jest i była zabawką, nikim poza tym.
Z butelką piwa w ręku wszedłem do salonu zauważając ją siedzącą przy stole. Pisała notatki i kreśliła coś w książkach. Zbliżyłem się do niej całując jej szyję.
- Długo będziesz to robić? - spytałem wyjmując jej z ręki długopis.
- A czego chcesz? - wymamrotała szukając tekstu w notatkach.
- Stęskniłem się.
Mój głos był zachrypnięty, przepełniony pożądaniem. Nadgryzłem jej ucho chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
- Nie jestem lalką do pukania Niall - warknęła - przestań mnie tak traktować, bo inaczej się wyprowadzę.
Zaśmiałem się idąc w stronę drzwi wyjściowych. Otworzyłem je i wskazałem ręką na drogę.
- Żartujesz sobie ze mnie?! Jeśli teraz wyjdę już nigdy nie wrócę..
Nieustępliwie dalej wskazywałem wyjście, dziewczyna fuknęła pod nosem zrywając się z miejsca. Wpakowała do torby wszystkie książki, po czym stanęła ze mną twarzą w twarz.
- Łudziłam się, że jesteś inny ale się myliłam. Jesteś największym kutasem jakiego udało mi się kiedykolwiek poznać.
- Uznam to za komplement skarbie, a teraz wypad.
- Powodzenia Niall.
Powiedziała, a ja nie wiedziałem o co jej tak do końca chodzi... lecz z czasem się dowiedziałem.

~ponad rok później~

Życie jest niesprawiedliwe. Odepchnąłem to co było potrzebne mi do życia. Bawiłem się w boga ale nie podołałem roli. Chciałem być królem choć na jeden dzień ale taki śmieć nie zasługuje na koronę. Nie po tym co zrobiłem.
- Harry ostatnio mówił, że T.I skończyła szkołę i teraz szuka pracy.
- Nadal u niego mieszka? - spytałem czując w klatce piersiowej lekkie uczucie zazdrości. Louis patrzył się na mnie, a jego uśmiech ukazywał tylko i wyłącznie drwinę.
- Ciągle go spławia, a chłopak na prawdę się w niej zakochał.
- Nie interesuje mnie to.
- Na prawdę? - zaśmiał się - A gdybym powiedział ci, że dzisiaj ma zamiar spytać się czy zostanie jego dziewczyną?
- Gdzie? - syknąłem wstając z miejsca.
- Nasza polana nad rzeka, a teraz leć masz tylko godzinę.
- Co jeśli nie zdążę?
- Będziesz musiał znaleźć sobie jakiś sposób, by zapomnieć.
- Louis... o niej nie da się zapomnieć.

Wybiegłem z baru od razu wsiadając do auta. Jedną ręką trzymałem kierownicę, a drugą starałem się poprawić w choć małym stopniu niesforne włosy. Gdy dojechałem na miejsce czułem się jak śmieć. Potraktowałem ją rzeczowo. 
Zachowałem się jak potwór, pragnąłem złamać jej serce, a zamiast tego złamałem swoje. 
Wszędzie było ciemno jedynie przy brzegu mieniły się świece, których blask odbijał się w tafli wody. Z oddali zobaczyłem ją.,
- T.I! - krzyknąłem.
Odwróciła się do mnie, a w jej oczach rozbłysły gwiazdy.. moje gwiazdy.
- Niall? Co ty tu robisz? Miałam się spotkać z Harry'm ale nie przyszedł.. - wyszeptała.
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać Niall.. jestem tylko głupią małolatą, pamiętasz?
- Jesteś kimś więcej! Wiem, że zawaliłem i strasznie tego żałuję ale musisz mi uwierzyć, że się zmieniłem. Bez ciebie czuję się jak wrak, jak połowa zwykłego człowieka. Od dnia kiedy odeszłaś słońce zaszło i cały czas panuje ciemność - przyciągnąłem ją do siebie wtulając twarz w zagłębienie jej szyi, dziewczyna westchnęła pod nosem gładząc mnie po karku - Błagam pozwól mi to naprawić.. chcę tylko szansy.
- Jeśli wrócę będziesz mnie lepiej traktować?
- Będę najlepszym chłopakiem, narzeczonym, mężem, każdym... tylko wróć.
- Ostatnia szansa Horan.. ostatnia.
- Wykorzystam ją dobrze, obiecuję.


Choć próbuję wydostać się z własnej głowy
Prawda jest taka, że bez ciebie się gubię 
I od tego czasu budzę się dla
Tylko połowy niebieskiego nieba
Trochę tam, ale nie całkiem
Spaceruję tylko z jednym butem
Jestem tylko połową serca bez ciebie.....

To spotkanie było podstępem. Wszystko było zaplanowane, ja miałem zrozumieć swoje błędy i się do nich przyznać, a ona miała w końcu pojąć, to że pomimo tych wszystkich świństw jakie jej wyrządziłem ona nadal na mnie czekała. Cały czas czekała.
Była moją wielką miłością. Nie pojmowałem tego do końca, bo jak dziewczyna w tak młodym wieku może na prawdę wiedzieć czego chce? Popełniałem błędy za błędami nie ponosząc za nie większych konsekwencji. Gdy odeszła też ich nie czułem ale z czasem zacząłem nad tym myśleć. Muszę przyznać tęskniłem za tą szaloną dziewczyną. Moją piękną i jedyną w swoim rodzaju szaloną dziewczyną. 
Byliśmy dla siebie stworzeni. Dwie połówki serca, które bez siebie nie potrafiły normalnie funkcjonować. Pewnie spytacie czy się zmieniłem... Prawda jest taka, że nadal popełniam głupie błędy ale nie o wielkiej wadze. Byłem przykładowym chłopakiem, narzeczonym i mężem, a teraz i również ojcem. Może nie pozbyłem się swojej ciemnej strony ale nauczyłem się ją akceptować.
A moja mała i słodka T.I już na zawsze zostanie w mojej pamięci szaloną małolatą, która łamie chłopakom serca. Lecz gdy teraz patrzę na nią jak ściska naszego ślicznego synka cieszę się, że nie złamała mojego...

On nie jest potworem, jest po prostu trudny do kochania.

***
A więc przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam ale 
na prawdę nie miałam czasu ani weny.
Imagin jest napisany na prośbę Olci i to jej dedykuję to opowiadanie :*
mam nadzieję, że wam się spodoba, a szczególnie tobie księżniczko.

sobota, 3 stycznia 2015

ANGELIC - w poszukiwaniu nieba

Chciałam was serdecznie zaprosić na nowego bloga. Będzie to fanfiction z Zayn'em Malik oraz Josephin Styles. Mam nadzieję, że wejdziecie i zostawicie tam swoje opinie :)))



Kto powiedział, że szczęście musi być ulokowane w odpowiedzialnej osobie?
Mój anioł nie raz pokazywał, że posiada rogi.
Był diabłem, który tylko kiedy się uśmiechał wyglądał jak istota boska.
A jedyne niebo, do którego zostanę wysłana znajduje się właśnie przy nim.
Nie wiem czy nam się uda...
Nikt tego nie wie ale jedno jest pewne,
wszystko co wiem od wczoraj, to to, że wszystko się zmieniło.
Ja będę jego, a on mój.
Bo właśnie na tym polega nasze niebo, to mała przestrzeń między naszymi ustami.

"Jeśli kiedykolwiek zwątpisz w to, że cię kocham. Pomyśl o tym wszystkim co razem przeszliśmy.
O każdej kłótni, spotkaniu, rozmowie, wycieczce, wspólnie spędzonym wieczorze.
O każdej sekundzie, którą spędziliśmy razem. Jeśli zwątpisz to będzie koniec mojego świata.
Bo nie wyobrażam sobie osoby, która mogła by kochać kogoś bardziej niż ja kocham ciebie"