niedziela, 15 lutego 2015

Savior



Kochanie mogę być dla ciebie wszystkim, mogę pomagać ci w ciężkich chwilach ale nie będę twoim zbawicielem.

W życiu napotkałem wiele przeszkód ale ona była tą największą. Nie umiałem przejść koło niej obojętnie. Za każdym razem gdy tylko pojawiła się w moich drzwiach ulegałem... byłem jej ofiarą, sługą, poddanym. Żyłem by jej służyć. Ale ona odchodziła, robiła to za każdym razem gdy zdążyłem jej ponownie uwierzyć. Szarpała moim sercem we wszystkie strony jakby chciała rozerwać je na strzępy. Po jej odejściu starałem się zachować zdrowy rozsądek. Szukałem nowej miłości i gdy ją znajdowałem, znów mogłem ujrzeć ją pod moimi drzwiami ale chyba każde drzwi w końcu się zamykają... tak było i tym razem.

Wracałem właśnie z randki z moją nową dziewczyną Re. Była niezwykłą młodą dziewczyną, która tyle już osiągnęła. Skromna, piękna, inteligentna, a więc czego więcej chcieć? A najważniejsze w tym wszystkim było to, że ona także mnie kochała.  Ciągle to powtarzała. Na każdym kroku pokazywała to nawet w drobnych gestach. Właśnie tego potrzebowałem. Chciałem kochać i być kochanym... właśnie teraz tak było. 
Zatrzymałem samochód na podjeździe, by po chwili z niego wysiąść.  Nucąc pod nosem naszą ulubioną piosenkę, przy której się poznaliśmy stawiałem kolejne kroki chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, by napisać mojej królewnie dobranoc. Robiłem to każdego dnia..
Lecz gdy już chciałem chwycić klucze, by otworzyć zamek zdałem sobie sprawę, że na schodach siedzi ona... wyglądała tak jak ostatnio,  jej długie kasztanowe włosy były splecione w pokaźny warkocz, a szare oczy, w których zawsze świeciły gwiazdy były zamazane przez łzy.
- Hej - wyszeptała ciągnąc nosem.
- T.I.. co ty tu robisz?
- Tęskniłam.
Spojrzałem jej w oczy nie mogąc się oprzeć jej urokowi. W tym momencie zapomniałem o Re, o naszym związku, kurwa! Zapomniałem o całym świecie. Była tylko ona i te parę słów.
Otworzyłem drzwi i gestem ręki wskazałem by weszła. 

Przemknęła jak cień i tym razem też nie została na długo. Tłumaczyłem jej, że kogoś mam ale mój każdy sprzeciw zgłuszała swoim szeptem.  Powtarzała, że mnie kocha, że się pomyliła i chce wrócić.  Mówiła o prawdziwej  miłości i przeznaczeniu, o tym że gdy ludzie są dla siebie stworzeni będą razem prędzej czy później. A ja jak ten ślepy idiota wierzyłem. Spijałem każde słowo z jej ust. Niczym nektar bogów, zastępowałem tym jedzenie, sen, wszystkie potrzeby. Była moim powietrzem więc się jej oddałem po raz kolejny, a wtedy mnie zostawiła. Lubiła żyć świadomością, że kogoś ma, a kiedy ja dawałem sobie z nią spokój i zaczynałem iść dalej pojawiała się niczym szarańcza. Pożerając wszystko co udało mi się zbudować do tej pory.
Kochała mnie niszczyć i to było jedyne uczucie jakim mnie darzyła.. jej wyznania były puste, tak jak i pożegnania. Wiedziałem, że odejdzie, to było pewne tak samo jak to, że w końcu wróci. Nie powiem.. czekałem na to. Pojawiała się w najmniej spodziewanym momencie, zostawała tak długo aż uległem, bawiła się mną przez tygodnie i znikała. Moje życie stało się grą.  Pieprzonym labiryntem bez końca, a ona była pułapką, na którą natykałem się co jakiś czas. Lecz w wieku 23 lat coś się zmieniło...
Po prostu przestałem na nią czekać.
Ułożyłem sobie życie na nowo. Znalazłem nowy dom, z dala od miejskiego tłoku. Miałem co noc inną dziewczynę i żyło mi się na prawdę dobrze. Przestałem szukać miłości ponieważ owej nigdy nie otrzymałem. Owszem były te przelotne ale one mi nie wystarczały. Byłem zachłanny.. cholernie zachłanny.

Siedziałem właśnie na fotelu w salonie czekając na zamówione jedzenie. Usłyszałem dzwonek więc ruszyłem do drzwi chcąc jak najszybciej zapłacić i mieć tego gościa z głowy ale gdy otworzyłem zobaczyłem kogoś innego.  Nie była już taka piękna, miała podpuchnięte oczy i zaczerwienione policzki. Nie płakała ale wyglądała na zmęczoną, bez większego namysłu zamknąłem jej drzwi przed nosem.
Musiała być zdziwiona ale nie ustąpiła, pukała cicho do drzwi w kółko i w kółko.  W końcu musiałem ponownie otworzyć.
- Chcę tylko porozmawiać Lou..
- I znów mnie zostawisz, daj spokój T.I powtarzamy ten błąd po raz kolejny.  Nie nudzi ci się to? Dzisiaj jesteś, a jutro odejdziesz. Wybacz ale już nie mamy o czym mówić. Jesteś tylko pięknym błędem... moim największym błędem.
- Muszę ci coś powiedzieć. To bardzo ważne.
- Nie. Dziękuję ci ale już mi pokazałaś jaka jesteś na prawdę i mam tego dość.
- Mam syna.
- Gratuluję. Kto jest szczęśliwym tatusiem? - zadrwiłem.
- Ty.
- Jak to? Kiedy?
- Gdy ostatni raz odeszłam powód był inny. Nie chciałam tego dziecka, tak bardzo chciałam się go pozbyć. Znalazłam rodzinę zastępczą, po porodzie mieli go zabrać, a ja nie miałam go już nigdy zobaczyć.
- Więc co się zmieniło? - spytałem czując rosnącą gule w moim gardle.
- Chciałam go tylko raz potrzymać... wyglądał jak ty. Nie mogłam go oddać, postanowiłam z nim wyjechać i zrobić sobie przerwę od Doncaster. Przerwę od ciebie.
- I teraz po prawie dwóch latach, przypomniałaś sobie, że dziecko ma ojca? - zadrwiłem.
- Byłam u ciebie już tyle razy ale zawsze z kimś byłeś, po co miałam się pojawiać?
- Jakoś wcześniej rujnowanie mojego życia ci nie przeszkadzało! To moje dziecko, cholera T.I! Ja też mam prawo się z nim spotykać i wiedzieć o jego istnieniu.
- Przepraszam...

Po raz pierwszy w życiu widziałem ją tak skruszoną. To prawda, że była błędem, łamaczką serc i zwykłą szmatą. To prawda, że niszczyła mnie każdego dnia i każdego dnia patrzyła na to z wielkim uśmiechem. To prawda, że robiła ze mną co chciała, a ja jej na to pozwalałem. To prawda, że wracała by zrobić mi krzywdę. Ale prawdą było też to, że była jedynym powodem mojej dziury w sercu i jedyną osobą, która była w stanie ją załatać .
Czy ją przyjąłem do siebie? Jak zawsze. Przecież nie mógł bym inaczej, bo w myślach zawsze widziałem tą dziewczynę z podstawówki, sąsiedztwa, ze studiów. Tą dziewczynę, która była moim przekleństwem i najważniejszym darem od boga. Nigdy nie byłem wierzący, jakoś się z tym nie kryłem ale przy niej zaczynałem wierzyć w niebo. Była koszmarek ubranym jak marzenie.
Po tamtym dniu została na dłużej, co ja mówię.. została już na zawsze. Razem z moim synkiem. 
Pomagałem się jej zmienić przy okazji zmieniając mnie samego, staraliśmy się z całych sił ratować to co było między nami od zawsze i udało się. 
Byłem jej podwładnym, władcą, miłością, pociechą, marzeniem, przekleństwem, darem, snem, koszmarem, nieznanym miejscem, kochankiem, mężem, chłopakiem, narzeczonym, skarbem, prorokiem, łaskawcą i wielbicielem... ale nigdy jej zbawicielem. Ona zbawiła się sama.

***
Imagin napisany przeze mnie z dedykacją dla was na spóźnione walentynki.
Dla tych osób zakochanych i samotnych.
Dla moich skarbów i tych, którzy są kimś więcej.
Dla przyjaciół, znajomych, rodziny, dla was.
Bo bez was nic bym nie osiągnęła, chciałam wam powiedzieć, za to, że mnie napędzacie 
i dzięki wam nadal mam siłę, by walczyć o swoje marzenia.
Z całego serca dziękuję za waszą obecność, komentarze, wejścia i jeśli chcecie napisać,
bądź porozmawiać, zapraszam i czekam :)
mmm.i.like.strawberry@gmail.com