niedziela, 28 grudnia 2014

Fallen Angel cz.5




Nawet jeśli jesteś aniołem i tak zawsze znajdzie się ktoś komu będzie przeszkadzał szelest twoich skrzydeł.

Odkąd zobaczyłam wizję z czarnymi skrzydłami codziennie rano rozkładam skrzydła, by spojrzeć czy nadal są białe. Jak to możliwe, że przybrały smolisty kolor. Może to wina sadzy ale przecież nie pokryła by ich w ciągu paru sekund. Moje przemyślenia przerwał dźwięk dzwonka.
Zbiegłam na dół by otworzyć... nim zdążyłam zobaczyć dokładnie kto to do mojego domu jak proca wskoczył Zayn, a zaraz za nim Jessy.
- Czemu od razu mi nie powiedziałeś?! Cześć T.I - przywitała się dalej goniąc Zayn'a.
- O co poszło? - spytałam opierając się o ścianę.
- Dlaczego nie powiedzieliście mi, że jesteście razem już od ponad miesiąca?
- Chcieliśmy ci powiedzieć osobiście, a z resztą nie było pewne czy będziemy razem dłużej nić tydzień.
- Czemu? - zapytał Zayn, a ja słodko sie do niego uśmiechnęłam.
- Jesteś dupkiem skarbie - powiedziałam puszczając mu oczko.
Jessy zaśmiała się głośno zapominając, o tym, że jest zła na swojego brata. Zaprosiłam ich do środka dzięki czemu już po chwili siedzieliśmy w salonie popijając gorącą herbatę.
- Już niedługo czas na nowo zacząć szkołę. To już nasz ostatni rok razem.
- Nie przejmujmy się tym. Zawsze możemy iść razem na studia, to nie musi być koniec naszej znajomości - uspokoiłam swoją przyjaciółkę, która jak zwykle od razu wyobrażała sobie najczarniejszy scenariusz. 
- Ty już na pewno się nigdy ode mnie nie uwolnisz - powiedział Zayn obejmując mnie ramieniem.
- Mam taką nadzieję - wyszeptałam przypominając sobie ostatnią wizję i widok mojego chłopaka, który zostaje pochłonięty przez ogień.

*dwa miesiące póżniej*

Obudził mnie dźwięk dzwonów... przecież nie mieszkam blisko kościoła więc co jest do jasnej cholery grane? Otworzyłam oczy zauważając, że nie znajduję się już w moim pokoju. Byłam w takiej jakby to opisać... anielskiej poczekalni. Sprowadzają tu anioły, które coś przeskrobały albo mają podjąć się kary za niespełnienie swojego zadania. Obok mnie nie było nikogo, nagle zobaczyłam czarną postać wynurzającą się za drzwi. 
- T.I proszę za mną.
Nie chcąc jeszcze bardziej pogarszać mojej sytuacji udałam się za upadłym aniołem, który odbywał tu karę. Przede mną pojawiła się czwórka najwyższych. Patrzyli na mnie z pogardą.
- Witaj młody aniele. 
- Dzień dobry... - wymamrotałam nadal nie wiedząc o co chodzi.
- Obserwowaliśmy cię od dłuższego czasu i nie możemy dłużej pozwalać na to małe niebo, które stworzyłaś sobie na ziemi. Czy pamiętasz naszą główną zasadę?
- Anioł jest oddany tylko światu, bo to świat go potrzebuje.
- Właśnie, a ty nasz młody aniele ostatniego czasu nie należysz już do świata. Tylko do tego ziemskiego chłopaka, który nie ma za grosz szacunku do wyższych spraw.
- Okazuje to trochę inaczej ale na prawdę jest dobrym człowiekiem.
- Czy ty go bronisz?
- Ja....
- Związki aniołów z ludźmi są zakazane i myślę, że nie muszę ci przypominać jaka grozi za nie kara.
- Wygnanie.
- To już nie będzie zwykłe wygnanie w twoim przypadku. Ty go kochasz, widzimy to. Kara będzie bardziej surowa. Twoje skrzydła pokryje czarna sadza, będzie pokazywała sposób w jaki upadłaś. Będzie przypominać ci o utracie zbawienia. Już zawsze będziesz czuła smutek... twoja świętość odejdzie na zawsze.
- Co mogę zrobić by to się nie stało?
- Pozwolić mu odejść.
- W jaki sposób?
- Wydaje mi się, że widziałaś swoje wizje. Przykro mi.
Gdy stamtąd wyszłam już nic nie było takie samo. Do tej pory żyłam jak normalny człowieka, który został obdarzony parą skrzydeł ale teraz musiałam wybierać. Wieczne potępienie czy strata jedynej osoby, którą kocham. Przypomniała mi się kartka, która znajdowała się razem z sukienką od Niall'a. 
"Dla mojego Anioła"
Już nie długo... pomyślałam wracając na ziemię. Dziś jest dzień z mojej wizji. Nie dostałam żadnego wyraźnego znaku ale czuję jak moje skrzydła zaczynają swędzieć, to jedyna przypadłość, która mówi mi, że zbliża się niebezpieczeństwo.
Stanęłam przed lustrem oglądając swoje śnieżnobiałe skrzydła, które tego wieczoru miały zmienić swą barwę i skazać mnie tym samym na wygnanie. Rodzice nie byli by dumni... ale co oni tam wiedzą. Nigdy nie byli postawieni w takiej sytuacji. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, potem okazała się, że oby dwoje skrywali tą samą tajemnicę. Na ich korzyść ale ja nie miałam takiego szczęścia. Moja miłość jest śmiertelna. Zwyczajny anioł stróż żyje do 200 lat ale te upadłe.... mają życie wieczne w ciągłej udręce i cierpieniu. 
Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego chłopaka przez co w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Halo.. - wyszeptałam starając się powstrzymać drżenie głosu.
- Spotkamy się dzisiaj na tej imprezie u John'a?
- Musimy tam iść? - zaczęłam panikować - Może pojechali byśmy gdzieś indziej?
- T.I.. już obiecałem mu, że przyjdę i pomogę mu wszystko przygotować.
- Ale...
- Skarbie jeśli nie chcesz iść możemy spotkać się jutro, chociaż wolałbym zobaczyć cię jeszcze dzisiaj.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć rozłączył się. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam przygotowywać się psychicznie na wieczór... to będzie ciężki dzień

W zasięgu mojego wzroku pojawił się płonący budynek. Nadszedł czas T.I. Zapach dymu był nie do zniesienia. Widziałam ludzi krzyczących, by ktoś im pomógł oraz jego... Wychylał się przez okno płacząc. Dzięki wyostrzonym zmyśle słuchu mogłam słyszeć każde jego słowo.
" Proszę nie dziś, tak bardzo ją kocham. Boże daj mi to przeżyć"
Rozłożyłam skrzydła i mogłam oglądać jak każde pojedyncze pióro zmienia kolor. Już zostałam ukarana. Właśnie miałam się wzbić w powietrze gdy obok zobaczyłam Niall'a... on także miał skrzydła. Jednak jego pióra były szare. Spojrzał w moim kierunku z współczującym wzrokiem po czym odleciał zostawiając tych ludzi. I to ma być prawdziwy anioł?
Oderwałam stopy od ziemi podlatując do okna. Moje skrzydła były wyjątkowo ciężkie jakby cały ciężar win tego świata zwalił się na nie w jednym momencie ale to mnie nie powstrzymało. Złapałam Zayn'a za rękę, a on patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Wytłumaczę to - mamrotałam.
Ciężar skrzydeł w połączeniu z moją wagą i obciążenie jakie dodawał Zayn sprawiły, że po przeleceniu jednego kilometra opadłam z sił. Na szczęście wylądowaliśmy na jednym z dachów. Mulat odskoczył ode mnie.
- Czym ty jesteś?! - krzyczał.
- Jak widać aniołem stróżem.
- Więc dlaczego twoje skrzydła są osmolone?
- Upadłam... by móc cię ratować.
Chłopak patrzył na mnie jakby nadal nie mógł uwierzyć w to co się dzieje dotkoła nas. Podszedł do mnie wolnym krokiem i prawą ręką dodknął piór.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo wolałam oddać własną duszę samemu diabły niż żyć z świadomością, że nie uratowałam osoby, którą kocham.
- I co teraz z nami będzie?
- Będę musiała odejść...
- Jak to?
Stanęłam na palcach całując jego usta możliwe, że po raz ostatni.
- Bardzo cię kocham Zayn - chlipałam - będę się tobą opiekować. Obiecuję.. będę blisko.
- T.I!
Z prędkością światła wzbiłam się do lotu zostawiając go samego na dachu. Łzy kapały z moich policzków i niczym kule rozbijały się na ulicy. Teraz już nie ma dla mnie nieba... moje niebo odeszło razem z nim.

Od tamtego dnia minęło już sto lat.. Wszyscy, których kochałam umarli. Zayn nigdy się nie ożenił, do końca swojego życia został kawalerem. Jessy wyjechała na studia, założyła rodzinę, miała cudowne dzieci i wnuki. Niall został aniołem stróżem jednak upadł... tak samo jak ja. Z czasem ciężar jaki przygniatał moje skrzydła wzrósł.. już nie mogłam się wzbić. Byly nie użyteczne. Przemierzałam świat w samotności do czasu gdy znów spotkałam go.. Upadły anioł... Niall Horan, już nie wyglądał tak olśniewająco jak zawsze. Jego złociste włosy przybrały kolory słomy, oczy zostały pozbawione blasku z jego twarzy zszedł uśmiech. To kara jaką poniósł każdy z nas. Kara za ocalenie życia, kara za miłość, której nie wybrałam, kara za wielką stratę, kara za chwilowe szczęście, kara za bycie sobą, kara za życie... ale nie płaczę.... nie płaczę... nie zwijam się w kłębek w jakimś brudnym kącie.... nie płaczę... przecież anioły nie powinny płakać.

*** 
Ostatnia część imagina.... trochę go zaniedbałam ale na prawdę nie miałam pomysłu.
nie wiem czy takie zakończenie wam się spodoba...
mam nadzieję, że zostawicie jakieś komentarze i spotkamy
się niebawem :****
Szczęśliwego nowego roku wszystkim! I oby okazał się jeszcze lepszy niż ten <3

piątek, 26 grudnia 2014

Cool kids

 Mój dzień i Harryego każdego dnia wyglądał tak samo. Codziennie spotykaliśmy się na skrzyżowaniu dwóch ulicy Royals i Crowds a następnie szliśmy do sklepu na przeciwko po nasze ulubione żelki. Dokupowaliśny również do tego coś do picia i na tym kończyła nam się nasza ambitna lista zakupów. Po małych zakupach szliśmy wspólnie w stronę parku. Rozkładaliśmy koc w naszym miejscu po środku trawnika. Harry zawsze siadał po turecku, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne które czasem ubierał. Wyjmował z plecaka książkę i zaczynał ją czytać całkowicie się w nią pochłaniając niczym wchodząc w świat opisany w książce. Ja natomiast wyjmowałam swój mały i skromny szkicownik w którym rysowałam różne rysunki, czasem zapisywałam relacje z dnia a zdarzało się także, że pisałam piosenki. Po pół godzinnej ciszy najczęściej Harry otwierał paczkę naszych ulubionych żelek. Łapał jeden do ust, odgryzał truskawkową część - jego ulubioną - a mi oddawał pomarańczową - moją ulubioną. Po przeczytaniu książek i robieniu innych nudnych rzeczy najczęściej szliśmy do biblioteki po nowe książki lub rozchodziliśmy się do swoich domów.
Jednak tego dnia coś przerwało naszą rutynę. Gdy Harry milczał i czytał swoją nową książkę coś mignęło mi przed oczami a po chwili uderzyło mnie boleśnie w głowę. Złapałam sie zszokowana za głowę upuszczając notes. Harry oderwał się od swojej książki.
- Jezu, Kate, dobrze sie cz...
Nie dokończył bo w tym momencie podbiegł do nas nieznajomy chłopak. I wierzcie mi lub nie w jego oczach widziałam całe morze gwiazd. Ból który odczuwałam w głowie całkowicie minął kiedy kucnął przede mną i delikatnie dotknął mojego ramienia.
- Wszystko okej? Nic cie nie boli? Zadzwonić po pogotowie?
Zachichotałam a po chwili uświadomiłam sobie, że ja do cholery nie umiem chichotać jak normalna dziewczyna, bardziej jak hiena. Zaczerwienłam się.
-Uh, nie, wszystko jest okej.
- To dobrze! Mój przyjaciel to kompletna ciamajda, rzuca piłką tam gdzie nie powinien.
I znowu zachichotałam a do cholery nie powinnam!
- Jestem Niall tak przy okazji - podał mi rękę którą uścisnęłam.
- Kate.
- Więc um, dobra, czas na mnie. - Chwycił piłke i uśmiechając się do mnie ostatni raz odszedł do grupy swoich przyjaciół którzy siedzieli na trawniku i czekali na jego powrót z piłką.
- Boże, Harrey, widziałeś co za ciacho!
Harry wynurzył nos zza książki i udawał obojętnego ale jego oczy go zdradziły.
-Taa, super Kate.
Naburmuszyłam się.
- Boże, Harry jesteś takim nudziarzem! - krzyknęłam.
Harry z plaskiem zamknął swoją książkę i usiadł naprzeciwko mnie a jego nos był na wysokości mojego nosa.
- Mógłbym powiedzieć to samo o Tobie!
- O mnie? - zdziwiłam się - To ty cały czas siedzisz, czytasz książki a jeśli chcę rozpocząć rozmowę to odpowiadasz wymijająco! W ogóle nie rozumiem dlaczego sie tłumacze! Jeśli jestem taka nudna to dlaczego spędzasz ze mną czas?! - spytałam zdenerwowana.
 - Skoro ja jestem taki nudny to dlaczego spędzasz ze mną czas? - odpowiedział pytaniem na pytanie Harry uśmiechając się a w jego policzkach pojawiły się głębokie dołeczki.
I tu mnie ma, bo nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
- Uh, um, ja pierwsza zapytałam! - podniosłam palec wskazujący uśmiechając się a Harry zachichotał spoglądając w dół. W tym momencie uświadomiłam sobie, że pierwszy raz od bardzo dawna rozmawiamy. Rozmawiamy normalnie.
- Bo lubię spędzać z Tobą czas nie ważne czy rozmawiamy, czy jemy, czy śpimy czy czytamy książki. Dla mnie najważniejsze jest to, że jesteś obok, że jesteś tu ze mną a nie z jakimś Niallem - przewrócił oczami - uwielbiam patrzeć znad książki jak obracasz długopis w ustach albo zasypiasz z głową na swoim notesie. Uwielbiam to w jaki sposób jemy żelki- dziwny choć oryginalny. Uwielbiam patrzeć na Ciebie w ciszy. Kiedy o coś pytasz odpowiadam wymijająco bo bardziej skupiam się na patrzeniu na Ciebie niż na odpowiedzi. Nadal się zastanawiam dlaczego się ze mną przyjaźnisz.
- Przyjaźnie się z Tobą Harry z tych

samych powodów plus jeszcze kilka bonusów.
Harry uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam do siebie z uczuciem całując go w usta. Był lekko zszokowany i myślałam, że tego nie chce więc chciałam się odsunąć lecz Harry chwycił mnie jeszcze mocniej i oddał pocałunek.
- Nie oddalaj się ode mnie. Tak jest idealnie. - powiedział pomiędzy pocałunkami łapiąc powietrze.
- Chyba nasze spotkania już nie będą takie nudne! - zaśmiałam się.
- Jeśli masz na myśli to, że będziemy spędzać czas na takich przyjemnych rzeczach to sie zgadzam.
Uśmiechnął się łącząc jeszcze raz nasze wargi razem.



   **Nie ważne co robisz z osobą, którą kochasz tylko ważne jest to, że robicie to razem.**


----------------------------------------------------
Jezu kochani!
Minęło tak strasznie bardzo bardzo dużo czasu odkąd nic nie napisałam! Nie mam nic na swoją obronę, więc śmiało możecie mnie ukrzyżować albo spalić żywcem, zgadzam się!
Imagin jaki jest taki jest. Przepraszam ostatnio jestem beznadziejna a Pigi dobrze o tym wie. Anyway.
Postaram się poprawić obiecuje! Kocham Was i Szczęśliwego Nowego Roku ❤

czwartek, 11 grudnia 2014

Blank Space


Jesteśmy zbyt młodzi i bezmyślni, to zajdzie zbyt daleko i sprawi, że nie będziesz mógł oddychać lub pozostaniesz z paskudną blizną na sercu.

Ludzie mówią, że nie można całe życie żyć czymś czego już nie ma. Wspomnienia przecież są... więc dlaczego kiedy tylko chcę powiedzieć coś o mojej przeszłości w głowie zapala mi się lampka i po raz tysięczny wygłasza się komunikat "straciłaś to". Ostatnio dość często rozmyślam nad tym co było przez co nie mogę skupić się na teraźniejszości. Znajomi opowiadają o swoich zeszło-imprezowych podbojach, a ja mogę jedynie przytakiwać im głową. W moim życiu nie dzieje się nic odkąd on odszedł. Ale wracając do początku, nasza opowieść zaczęła się mniej więcej tak...

Jak zawsze w piątek wyruszyłam do swojego ulubionego klubu "after dark", w którym miałam się spotkać ze znajomymi. Ubrana w obcisłą czarną sukienkę w drobne stokrotki przemierzałam miasta nucąc pod nosem jedną z ostatnio usłyszanych piosenek. Gdy do moich uszu zaczęły dobiegać dźwięki muzyki, która grała po drugiej stronie ulicy, odetchnęłam z ulgą.
Rozejrzałam się na boki, sprawdzając czy bezpiecznie mogę przejść, po czym biegiem ruszyłam przez ulicę od razu wbiegając do klubu. Ochroniarze już mnie znali więc nawet nie fatygowali się by mnie zatrzymać i sprawdzić mój dowód.  
Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu szukając mojej przyjaciółki Bo, jej chłopaka Tristan'a oraz jego przyjaciela Josh'a. Poprawka.... okropnie, wręcz obrzydliwie przystojnego Josh'a, który w dodatku jest świeżo co po rozstaniu więc chyba nadszedł czas, by ktoś go pocieszył. Chciałam się odwrócić do tyłu gdy ktoś na mnie wpadł, wylewając na moją sukienkę drink'a.
- No świetnie! - krzyknęłam podnosząc wzrok na chłopaka, który stał obok przepraszając mnie w kółko. 
- Na prawdę nie chciałem - mamrotał.
- Co mi po twoich przeprosinach!? Teraz muszę wrócić do domu i się w coś przebrać zanim Josh mnie zobaczy.
- Jeśli chcesz mogę cię podwieźć, jeszcze nic nie piłem... rozumiesz - powiedział wskazując gestem ręki na moją sukienkę.
- Zabawne - warknęłam - Okay... Więc gdzie masz samochód?
- Motor.
- Co?!
- Jeżdżę motorem. No wiesz... taki jakby rower tylko, że nie trzeba pedałować i jest szybszy.
- Wiem co to motor.
Nie chcąc tracić więcej czasu na rozmowę z... jakkolwiek ma na imię, wskazałam ręką, by prowadził nas do swojego pojazdu, o którym po drodze musiałam jeszcze słuchać długie komplementy. Czy ta maszyna jest jego dziewczyną?
Brunet podał mi kask ale jako największa niezdara na całym świecie nie potrafiłam go zapiąć.
- Poczekaj, pomogę ci tylko nie wierzgaj się tak.
Podniosłam pod brudek, by miał lepszy dostęp do zaczepu, a on dość sprawnie zapiął zapięcie i patrząc mi prosto w oczy przejechał kciukiem po moim policzku tak, że po całym moim ciele przeszły mnie dreszcze.
- Gotowe - pokiwałam lekko głową nie będąc w stanie wykonać bardziej skomplikowanego ruchu.
Już po chwili pędziliśmy w stronę mojego domu, w którym szybko się ubrałam i od razu z powrotem wskoczyłam na motor, by jechać po raz kolejny do klubu. Jednak tym razem nie miałam już w głowie przystojnego Josh'a... tylko ten mały gest chłopaka, którego nie znam nawet imienia.
Oddałam brunetowi kask, który jakimś cudem udało mi się zdjąć, po czym poprawiłam tym razem kremową sukienkę.
- Dziękuję - powiedziałam zerkając nerwowo na buty.
- Nie ma za co. Teraz bez przeszkód możesz biec do swojego chłopaka.
- On nie jest moim chłopakiem - wyszeptałam.
- Ohhh... - wymamrotał - W takim razie jeśli masz jeszcze jakieś dziesięć minut, może pójdziesz ze mną na drinka?
- Z chęcią.
- Jestem Louis - powiedział wyciągając w moim kierunku rękę.
- T.I.
Chciałam uścisnąć jego rękę ale on zrobił coś co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. Splótł nasze palce i uśmiechając się ruszył w stronę baru.

Tak się poznaliśmy... z perspektywy czasu uważam, że było to kiczowate. Nie przewrócił się, nie zrobił tego przypadkowo. Zawsze opowiadał o tym, że od razu wiedział, że będę jego więc musiał działać. Więc wylał na mnie drink'a. Może nie było to najbardziej romantyczne zagranie z jego strony, może tak na prawdę sama wmówiłam sobie, że to słodkie ale skutek był jeden. Pokochałam go.
Dalej toczyło się już z górki. Randki, wspólne imprezy, poważny związek, zaręczyny ale na tym się zatrzymało. Niby chcieliśmy być razem, zachowywaliśmy się jak małżeństwo, mieszkaliśmy ze sobą dobre parę lat ale chyba byliśmy nadal za młodzi. Chcieliśmy jeszcze się wyszaleć, a szczególnie ja... Byłam młodsza, nie w głowie było mi ustatkowanie, szczęśliwa rodzinka i dzieci. Więc kiedy ja zaczęłam powoli odpuszczać sobie nasz związek on odszedł. A było to tak...

Znów wróciłam do domu lekko podpita. No dobra... miałam wypite o dużo za dużo ale byłam w stanie mówić więc nie mogło być aż tak źle. W progu drzwi od salonu stał mój narzeczony ze skrzyżowanymi rękami i miną jakby chciał kogoś zabić... tym kimś chyba byłam ja.
- Dziewczyno masz już 22 lata nie uważasz, że czas trochę przystopować?
- Mam tylko 22 lata, kiedy się wyszaleje jak nie teraz?
- Nie mam już do ciebie siły.
- Bo się popłaczę - zaśmiałam się - nie widzisz, że świetnie się bawię bez ciebie? Jak chcesz, to odejdź.. Nikt cię tu nie trzyma.
- Będziesz tego żałować.
- Jak na razie żałuje tylko tego, że w dniu kiedy się poznaliśmy, wyszłam z domu.
To ostatnie co mu powiedziała. Już po chwili oczy zaszły mi mgłą i w oddali słyszałam tylko jego głos.
Ocknęłam się w szpitalnej sali. Panikując zaczęłam rozglądać się po bokach szukając Louis'a ale go nie było. Pielęgniarka powiedziała mi, że przywiózł mnie jakiś chłopak, nie podał swojego imienia i nazwiska, powiedział tylko by się mną zajęli i zniknął.
W myślach odtwarzałam sobie to co powiedziałam mu zeszłego wieczoru... Odszedł przeze mnie.

Od tamtego dnia staczałam się coraz niżej. Przestałam spotykać się z znajomymi, ogólnie moje życie polegało na bardzo interesującym wpatrywaniu się w ścianę. Żyłam złudną nadzieją, że on kiedyś wróci ale po upływie pół roku przestałam w to wierzyć i po raz kolejny jestem w punkcie wyjścia.
Dziś stoję tu, a dokładniej na barierce jakiegoś mostu, patrzę w dół i po prostu chcę polecieć. 
Przyjaciele nie mieli racji, ja nie żyję przeszłością... bez niego wcale nie żyję. Jestem ale czy można to nazwać życiem?
Gdy chcę już robić ostatni krok do przodu w ułamku sekundy widzę wszytko.. każdy uśmiech, uścisk, czas spędzony razem... widzę każdy moment mojego życia i cholera. Chcę więcej takich chwil.
Niechętnie zeszłam z barierki opierając się o nią. Westchnęłam pod nosem wyciągając z tylnej kieszeni spodni komórkę. Wybrałam tak dobrze mi znany numer i czekałam, aż odbierze.
- Halo?
- Miałeś rację - wymamrotałam - żałuję i to strasznie. We wszystkim miałeś rację, moje życie wcale nie było ciekawsze kiedy mogłam imprezować, bo kiedy wracałam do domu on był pusty. Nikt nie stał w drzwiach i nie mówił mi jaką jestem kretynką. Na początku myślałam, że to żart... Że wrócisz po kilku dniach ale nie wracałeś, a dzisiaj zrozumiałam, że potrzebuję więcej czasu. Ale tylko pod jednym warunkiem... że ty będziesz obok.
- Boże dziewczyno! Trochę ci to trwało - zaśmiał się - musiałem czekać pół roku, aż zadzwonisz i przyznasz mi rację.
- Czekałeś? - zapytałam z nadzieją.
- Każdego dnia i każdej przeklętej nocy bez ciebie.
- Proszę... przyjedź, zostań i już nigdy nie odchodź - płakałam siadając na zimnej powierzchni chodnika - Błagam...
- Kochanie.. nie płacz skarbie już do ciebie jadę.
Kiedy w opłakanym stanie wróciłam do domu, on już tam był. Stał jak zwykle w drzwiach ze skrzyżowanymi rękami i swoim wyrafinowanym wyrazem twarzy.
Wpatrywałam się w niego starając się upewnić w fakcie, że to dzieje się na prawdę...że on tu jest, a nie tak jak zawsze. Podejdę, a on okaże się tylko wytworem mojej wyobraźni.
- Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną osobą jaką kiedykolwiek znałem - przyznał podchodząc bliżej.
Potarł wierzchem dłoni o moją twarz, a ja wtulając się w jego dotyk powtarzałam sobie w myślach jego imię niczym mantrę, która miała mi go przywrócić.
- Ale jednocześnie jesteś tą samą osobą, którą kochałem wczoraj, tą którą kocham dziś i tą którą będę kochał, aż do końca moich dni.
Zawiesiłam mu ręce na szyi chcąc przyciągając go jak najbliżej siebie, czułam jak jego serce bije i wiedziałam w tym momencie tylko jedno... Już nigdy nie pozwolę mu wysunąć się z moich rąk.


Powiedzą ci, że jestem szalona ale w środku odczuwam pustkę i wypełnią ją twoim imieniem.

***
No to kolejny Imagin dedykowany wam moje Aniołki.
Może nie wprowadza on w świąteczny nastrój ale wydaje mi się być całkiem okay.
Wiem, że teraz jest czas popraw i podsumowujących sprawdzianów,
więc trzymam za was kciuki i mam nadzieję, że te święta
spędzimy razem :)))
To co może tym razem dobijemy do 3 komentarzy? albo więcej.
No wiecie taki prezent pod choinkę...
A skoro o prezentach mowa to chciałam przypomnieć o możliwości składania zamówień 
bądź dedyków dla bliskich wam osób :)))
czekam na wasze komentarze <3 wasza na zawsze Patrycja.

środa, 3 grudnia 2014

Me and my broken heart

Walczyłem już z wieloma chorobami. Zachorowałem jednak na tę nieuleczalną. Choruję na ciebie i nie umiem się z ciebie wyleczyć. (...) Cholera, umrę na ciebie.

Zamknij oczy. Nic się już nie dzieje. Widzisz? Pył, po bitwie dawno opadł. Strzały przestały huczeć. Wojna się skończyła. Świat po raz kolejny odetchnął pełną piersią. Czujesz? To zapach zwycięstwa... Wygraliśmy ale czy na pewno?

- Wygląda tu jak po przejściu tornada. Co wyście tu robili?
- Kolejna kłótnia - mruknęłam podnosząc z ziemi kawałki rozbitego wazonu.
- A to mi nowość. Chcesz pobyć sama? - zapytała wstając z kanapy.
- Nie jesteś zła?
- Na Harry'ego tak, ale ty nie zrobiłaś nic złego.
- Poprawi się. Przecież obiecał.
- T.I... ludzie się nie zmieniają, a jeśli tak to na gorsze.
- Daj mu szanse - wyszeptałam.
- Dostał ich za wiele. Pomyśl o tym, a ja idę do Liam'a, bo umówiliśmy się na randkę.
- Jasne leć, bawcie się dobrze - wymamrotałam układając poduszki z powrotem na swoje miejsce.
Ostatni raz pomachałam swojej przyjaciółce na pożegnanie, po czym usiadłam na podłodze kuląc się w mały kłębek. Odetchnęłam głośno, prawie dławiąc się własnymi łzami. Nie wiem dlaczego nadal tu jestem skoro wiem, że on się nigdy nie zmieni. W głębi serca nadal mam jakąś małą iskierkę nadziei, że pewnego dnia przyjdzie do domu z bukietem róż i po raz ostatni obieca, że się zmieni i tym razem to będzie prawda. Tą nadzieje mam tylko z jednego powodu... bo przecież nie musi ze mną być. Nie ma z naszego związku żadnej korzyści, a jednak pomimo tego nie odchodzi. Już nawet nie pamiętam do końca jak się poznaliśmy, znaczy wiem, że było lato, jakaś impreza na plaży, a on uratował mnie przed pijanym kolesiem ale co działo się potem? Wielka pusta w głowie.
Podniosłam się z ziemi sprzątając resztę pokoju zanim wróci jak zawsze po kilku głębszych i wdepnie w jakieś szkło, bo do tej całej szopki wokół nas brakuje mi jeszcze tylko rozciętej nogi.
Kiedy wszystko już było wysprzątane co do najmniejszego zakamarka, usiadłam na kanapie okrywając się kocem, teraz wystarczy tylko czekać, aż wróci obieca swoje po raz tysięczny i nareszcie będę mogła się położyć. 

Zaczęłam powoli przysypiać kiedy usłyszałam ciche zamykanie drzwi. Byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Poczułam jak ktoś przy mnie kuca i odsłania moją twarz spod grubej warstwy włosów.
- Przeprasza... ale nie umiem się zmienić. Staram się ale nie umiem.
Nie odezwałam się, chciałam by dokończył swoją wypowiedz, bo na prawdę ciekawiło mnie co ma do powiedzenia.
- Chciałem dzisiaj od ciebie odejść - moje serce zaczęło walić jak oszalałe jednak nadal nie otwierałam oczu - na prawdę chciałem to zrobić ale jak zwykle stchórzyłem. Dzisiaj nie piłem, po prostu chodziłem po mieście szukając sobie jakiegoś miejsca i nie wiem dlaczego wróciłem pod nasz dom. Wydaje mi się, że moje serce i cała reszta znalazły już sobie miejsce, które jest przy tobie... Skarbie nie mogę ci obiecać, że się zmienie, ale jeżeli będziesz chciała ode mnie odejść zrozumiem.
Łza spłynęła po moim policzku kiedy zdałam sobie sprawę z tego co powiedział. Chciał odejść i ma nadzieje, że to ja odejdę.
Uchyliłam lekko powieki zauważając jego opuchnięte i zaczerwienione oczy przez co momentalnie zerwałam się z miejsca.
- Jazu Harry... biłeś się z kimś? może trzeba to przemyć albo... - mamrotałam ujmując jego twarz w dłonie.
- To tylko od płaczu - wyszeptał układając dłonie na moich plecach.
Potarłam kciukiem o jego lekki zarost i oparłam czoło na jego ramieniu.
- T.I... ja na prawdę nie umiem się zmienić.
- Ciii - wyszeptałam - Damy radę, na prawdę...
- Nie zasługuję na ciebie. Tylko cię ranię, nie chcę tak żyć.
- Chcesz odejść? - wymamrotałam podnosząc na niego wzrok.
Jego piękne zielone oczy zakrywała gęsta mgła, w której widziałam jak mój anioł odchodzi. Pokiwał przecząco głową, wtulając się w moje włosy. Przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej zastanawiając się co mamy zrobić... kocham go, całą sobą ale czy to wystarczy by nam się udało?
- Wyjedźmy gdzieś... na miesiąc albo więcej. 
- I co to zmieni?
- Nie mam pojęcia ale to jedyna rzecz jaka wpadła mi do głowy. Nie mówmy nikomu gdzie, najlepiej jedźmy przed siebie... może gdy spędzimy ze sobą trochę czasu będziemy wiedzieć co zrobić. Jeśli się nie uda, to chyba już będzie koniec - szeptałam zaciskając ręce na jego koszuli.
- Spróbujmy.

~dwa miesiące później~

- Dlaczego zawsze musisz być taka uparta? - ryknął, a ja zaczęłam się śmiać - Co cię tak bawi?
Podeszłam do niego nie tracąc nawet na moment uśmiechu, po czym pocałowałam go namiętnie wiedząc, że to na pewno pomoże go uspokoić.
Pod opuszkami palców czułam jak jego mięśnie się rozluźniają i widziałam jak jego twarz przybiera łagodniejsze rysy... Znów wyglądał jak mój Harry.
- Nie tylko uparta ale i cholernie zazdrosna - powiedziałam ostatni raz cmokając jego różowe usta.
- Czyli jednak coś nas łączy - zaśmiał się opierając swoje czoło o moje.
Staliśmy tak parę minut nie zwracając uwagi na idących obok nas ludzi. Jak widać kłótnie na lotnisku są dość częste, bo wszyscy mijali nas nie zerkając na to co się dzieje.
- Chyba już czas wracać do domu, naszego domu - powiedziałam chwytając go za rękę.
- Kocham cię - wyszeptał patrząc mi prosto w oczy - Powinienem mówić ci to częściej, może dzięki temu wiele naszych głupich kłótni nie miało by miejsca ale z drugiej strony - zaśmiał się - czasem wydaje mi się, że to właśnie dzięki nim pokochałem cię tak bezgranicznie.
- Przez ostatnie dwa miesiące nie kłóciliśmy się wcale i przyznam szczerze, że nie brakowało mi tego... może troszeczkę.
- Dlaczego?
- Bo po każdej kłótni nadchodzi taki czas gdy nic nie jest ważne, gdy uświadamiam sobie jak bardzo jesteś dla mnie ważny i zawsze ci przebaczam. Panie Harry Styles ja po prostu uwielbiam się z panem godzić.
Puściłam mu oczko.
- To może raz na jakiś czas będziesz udawać obrażoną, a ja będę cię przepraszał?
W drzwiach lotniska zobaczyłam Liv, Liam'a i resztę chłopaków uśmiechających się od ucha do ucha.
- Powiedziałeś, że nie umiesz sie zmienić - szeptałam mu na ucho - kłamałeś...
- Ale w jednym nie kłamałem nigdy - odpowiedział - Kocham cię najbardziej na świecie.
- Ja ciebie też...


***
Dziękuję za dwa komentarze pod ostatnim imagin'em :')))
Chyba już wam się znudziło czytanie tego bloga i jest mi z tego powodu przykro, 
bo dla was jest to tylko parę sekund pisania, 
a dla mnie pochwała mojej wielo godzinnej pracy.
Dziękuję tym, którzy ze mną zostali ponieważ doceniam wasze każde wejście :)
i mam nadzieje, że spędzimy ze sobą jeszcze kolejne lata :*
Do zobaczenia niebawem...