poniedziałek, 14 października 2013

Z

Nie ma to jak codzienny wieczorny spacer. To jest w jakiś sposób jak mój rytuał. Odświeżam umysł przed snem by lepiej zasnąć.
Zacisnęłam mocniej wokół siebie czarny płaszczyk i zapięłam go pod samą szyję. Dzisiaj jest niemiłosiernie zimno i do tego wieje okropny wiatr.
Szłam chwile z głową odwróconą w lewą stronę, ścieżką rowerową. Co kilka metrów stała lampa która oświetlała tylko kawałek drogi, reszte trzeba było przebyć w kompletnej ciemności.
Maszerowałam powoli z lekko przymkniętymi powiekami. Nagle usłyszałam za sobą szelest liści. Przestraszona natychmiast odwróciłam się. Odpowiedziała mi ciemność. Lekko skonsternowana szłam dalej. I nagle znowu coś się poruszyło. Serce przyspieszyło a ręce trzęsły się. Przyspieszyłam krok, coś za mną także przyspieszyło. Już po chwili także biegłam. Nie jestem dobra w bieganiu więc powoli zwalniałam. Wpadłam na coś z ogromną siłą. Upadłam wraz z osobą w kompletnej ciemności na ziemię. On pode mną, ja na nim..... Dziwnie zabrzmiało.
Leżałam na chłopaku, cicho oddychając. Chłopak złapał mnie za przedramienia.
-Coś się stało?-spytał z troską.
-Wydawało mi się że coś za mną...idzie.-wydęłam usta.
-Napewno nie.-w półmroku można było dostrzec jego piękny uśmiech.
Podniósł mnie lekko i złapał za rękę.
-Chodź, sprawdzimy to.- teraz, w świetle mogłam mu się przyjrzeć. Idealnie zarysowana szczęka, postawione na żel ciemne włosy i miodowo-brązowe tęczówki.
Lekko chwiejąc się na nogach, dzielnie szłam a chłopak trzymał mnke za rękę. Nagle wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
Ściągnęłam brwi skonsternowana.
Brunet wskazał palcem mieksce, powędrowałam tam wzrokiem.
-To tylko pies, yyy... Jak masz na imię?-uśmiechnął się szeroko.
-Pattie.
-Zayn,miło mi.
Uśmiechnęłam się lekko, sprawdzając godzinę.
-Muszę już wracać.
-Odprowadzę cię.
-A to nie jest pro...
-Nie, skądże.-zaśmiał się.
Szliśmy powoli, zatraceni w rozmowach. Dowiedziałam się o nim dużo m.in. że gra w znanym zespole i przyjechał tu tylko na kilka dni. Gdy dotarliśmy do domu, pomachałam mu a on przyciągnął mnie bliżej do siebie. Jego ciepły oddech w tak zimny dzień, wytwarzał parę. Powoli przybliżył się i złączył nasz wargi w jedno.
-Do zobaczenia-mruknął oddalając się.
*****
Rano obudziłam się z szerokim uśmiechem. Wstałam z łóżka, przeszłam przez pokój, kierując się do salonu. Na stoliku nie leżała codzienna gazeta rodziców więc musiałam po nią iść.
Otworzyłam drzwi od ganku i wyszłam na zewnątrz. Moje oczy rozszerzyły się.
Wielki kosz z niezliczoną ilością czerwonych róż, ozdabiał nasz skromny drewniany ganek. Stałam jak idiotka na samej piżamie w tym zimnym przyglądając się z szokiem na kiwaty. Usiadłam na kolanach i wyłowiłam mały liścik.
'A to dopiero początek...
Z. <3'

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz