środa, 30 lipca 2014

Promise


 Na tym polega miłość. Miłość to dotrzymywanie obietnic wbrew wszystkiemu.

Jak co wieczór wzięłam pod rękę koc i butelkę wody, po czym ruszyłam na dach. Kiedy w końcu udało mi się tam wdrapać, rozłożyłam koc na płaskiej powierzchni, by wygodnie się na nim ułożyć. Usłyszałam szmer, a uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy.
- Hej Louis...

*

- Nie uważasz, że to co teraz robimy jest niezgodne z prawem? - spytałam patrząc jak brunet stara się wejść do porzuconego domu.
- Gdybyśmy mogli to zrobić byłoby nudno. No nie?
- Racja ale pośpiesz się zanim nas ktoś przyłapie.
Drzwi ustąpiły więc od razu weszliśmy do środka. Wszystkie meble pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn. Gdy zobaczyłam wielkiego pająka ruszyłam z piskiem w stronę chłopaka od razu łapiąc go za rękę.
- To tylko mały pajączek nie panikuj.
- Mógł mnie zabić! 
- No jasne. Za chwile zwoła kumpli i ruszą na podbój świata. T.I daj spokój.
Naburmuszona już więcej się nie odezwałam zamiast tego co jakiś czas tylko wydawałam z siebie głos pełen znudzenia. Obejrzeliśmy cały dom ale jego najciekawszym punktem był dach, na którym znajdowała się mała budka jak sądzę trzymano tu jakieś ptaki ale nie jestem pewna. Przyglądałam się Louis'owi jak zdejmował swoją kraciastą koszulę, by po chwili położyć ją na podłodze. Ruchem ręki zachęcił mnie żebym usiadła. Uległam...
Wpatrywałam się w gwiaździste niebo gdy poczułam ramie oplatające mój pas. Uśmiechnęłam się szeroko oglądając się w stronę chłopaka. Jego błękitne oczy zaszły szarą mgłą, a usta układały się w wąskiej linii.
- O czym myślisz?
- Zamieszkajmy tu.
- Nie żartuj, to kompletna ruina niby jak mielibyśmy tu mieszkać.
- Naprawimy wszystko. Mam oszczędności. Miały być na studia ale tak szczerze nie mam zamiaru na nie iść więc czemu by nie spróbować.
- Lou mam dziewiętnaście lat myślisz, że moi rodzice pozwolą mi wyprowadzić się z starszym chłopakiem do zrujnowanego domu? - zapytałam unosząc jedną brew.
- Poradzimy sobie - powiedział uśmiechając się w ten chłopięcy sposób - Znajdę jakąś pracę i razem wyremontujemy ten dom. To będzie nasze miejsce.
Powiedział wskazując na wszystko dookoła.
- Dach? - zapytałam lekko chichocząc.
- Mówiłem ogólnie ale skoro uparłaś się na ten dach to może być.
Nie chcąc marnować więcej czasu na kłócenie się o coś skoro i tak wiem, że mnie przekona przyciągnęłam go do siebie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. 

Już niecałe dwa miesiące później otrzymaliśmy klucze do naszego nowego domu, w którym mieliśmy zacząć wszystko od nowa. 
- Musimy tu ogarnąć - powiedziałam zabierając się za wyrzucanie niepotrzebnych lub zniszczonych mebli.
Kiedy większość rzeczy znajdowała się na podwórku, a Lou zajął się zdejmowaniem pajęczyn i zabijaniem tych małych potworów, którymi były pająki razem zaczęliśmy malować ściany na biało.
- Jesteś pewna, że nie chcesz tu żadnego koloru?
- Na więcej niż sto procent. Mam dużo zdjęć do zawieszenia więc i tak będzie kolorowo.
- Jak królowa sobie życzy - powiedział kłaniając się przede mną.
Zaśmiałam się pod nosem brudząc mu pędzlem nos. Nie musiałam czekać długo na odwet. Już po chwili moja twarz była przystrojona białą farbą. Zarzuciłam chłopakowi ręce na szyje i spojrzałam w jego oczy.
-  Kocham pana. Panie Tomlinson.
- A ja panią. Pani T.N.
Uśmiechając się cmoknął mnie w czubek nosa odsuwając się ode mnie delikatnie.
- Zabierzmy się za robotę chciałbym to skończyć w tym miesiącu.
- Zabawne. Zostało nam tylko malowanie i przeprowadzka. Ten pan, który nam sprzedawał dom sam powiedział, że instalacja prądu i wszystkie rury są w porządku. 
- Jeśli nadal będziesz tak seksownie wyglądać w tym poplamionym t-shirt'cie, to nie skończymy szybko tego malowania.
I właśnie w tym momencie moje policzki spłonęły rumieńcami. Zakryłam twarz falą długich blond włosów chcąc zapaść się pod ziemie.
- Hej.. Chcę cię widzieć - oznajmił.
- Nie mogę teraz na ciebie spojrzeć...
- Dlaczego? - zapytał rozbawiony.
- Wyglądam jak burak. Jeszcze ci się odwidzi mieszkanie ze mną i co wtedy?
Brunet ujął mój podbródek podnosząc go tak bym na niego spojrzała. Jego oczy przybrały kolor porannego nieba z dodatkiem pojedynczych chmur. Były idealne... idealne jak on.
- Nie zmienię zdania skarbie... Mam zamiar wziąć z tobą ślub, mieć dwójkę dzieci, wnuków i jedno wiem na pewno... Będę cię kochał do końca swoich dni, bo to z tobą chce się zestarzeć. 

*

- Wiesz co Loui... jesteś dupkiem. Strasznie mi nakłamałeś tamtego wieczoru. Pamiętasz? - powiedziałam uśmiechając się smutno - Miałeś się ze mną zestarzeć wariacie - wyszeptałam, a łzy same sączyły się po mojej twarzy. 
Podniosłam wzrok napotykając jedną z najjaśniejszych gwiazd, które widniały dziś na niebie.
- Za chwilę wybije północ. Jose i Sophie śpią razem z wujkiem Harry'm. Polubiły go najbardziej z całej grupy. Ostatnio Jose przeglądał nasze ślubne zdjęcia... Jest do ciebie podobny z resztą tak samo jak Sophie. Prawdziwa córeczka tatusia - wychlipałam biorąc głęboki oddech - Tęsknimy za tobą kochanie...Nie daję sobie tutaj bez ciebie rady ale wiesz co. W jednym miałeś racje. Ten dach to na prawdę nasze miejsce. Tutaj możemy być razem nawet jeśli nie ma cię obok...
Poczułam na twarzy ciepły wiatr, który oplótł mnie niczym ramiona mojego ukochanego. Uśmiechnęłam się promiennie wstając na równe nogi gdy nagle usłyszałam głośne kroki tuż za sobą. Poczułam ramie oplatającą moją talię i od razu spojrzałam w kierunku loczka, który był sprawcą całego zamieszania. 
- Jeszcze się tylko pożegnam.
- Mogę coś dodać? - spytał, a ja pokiwałam ochoczo głową - Hej staruszku. Chciałem ci podziękować za rodzinę, którą mam dzięki tobie. Tak jak obiecałem zajmę się nimi ale będziesz musiał mi w tym pomóc. Sam wiesz jaka T.I potrafi być zrzędliwa.
I w tym momencie przyłożyłam mu w ramie z otwartej ręki.
- No widzisz? Ale co to ma za znaczenie kocham ją - powiedział patrząc się w moją stronę - ale ona jest stworzona dla ciebie, ja jestem drugim wariantem. Strasznie ci zazdroszczę. Chciał bym być świadom tego, że ktoś kocha mnie tak bardzo jak ona ciebie...
Wtuliłam się w ciało bruneta mocząc jego szarą koszulkę. On w opiekuńczym geście głaskał mnie po plecach powtarzając jak bardzo mnie kocha. Tylko problem leżał głębiej... We mnie,a dokładniej w moim sercu. Ono już kocha kogoś innego... Bo przecież gdy ktoś umiera nie znaczy to, że wcale go nie ma. Jest obok... Czuję to.  Więc ostatni raz tego wieczoru spojrzałam w niebo uśmiechając się szeroko.
- Jeszcze się spotkamy Louis - wyszeptałam.
Jeszcze się spotkamy....

***
Nowy imagin tym razem smutny.
Co wy na to?
Już dawno takiego nie było.
Mam nadzieje, że wam się spodoba :)))

1 komentarz: