czwartek, 30 listopada 2017

Little more cz.3



Kto by pomyślał, że moim ulubionym momentem będzie ten, w którym na mnie patrzysz.

Kochanie go po cichu było łatwe i wygodne. Kochanie go gdy byłam sama w pokoju było idealne. Kochanie go gdy byłam otoczona tłumem było do zniesienia ale kochanie go w cztery oczy było najtrudniejszą rzeczą na świecie. Nie przez to jakim był czy przez to jak go postrzegałam. Tu nie chodziło o niego, problem był we mnie. Kochałam go tak mocno, że gdy tylko zostawaliśmy sami nie mogłam się do tego przyznać. Bałam się, że w jego oczach będę zwykła, nie zabłysnę jak jego koleżanki ani nie porwę go jedną ze swoich opowieści ponieważ były normalne. Bałam się, że moje wyobrażenie jego osoby jest tak zawyżone, że gdy poznam go całkowicie rozczaruje się. Ale najbardziej bałam się tego, że on nie zechce być dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem... a przecież już nim był.

Ten dzień był inny. Siedzieliśmy razem na ławce przed domkiem. Od naszego przyjazdu tu minął tydzień. Przez cały czas rozmawialiśmy, wspominaliśmy dawne wyjazdy... czas spędzony z nim był idealny. Jednak dziś coś się stało, coś przez co zaczął się patrzeć na mnie inaczej, a ja nie mogłam tego odszyfrować.
- T.I chciałbym ci coś pokazać.
Spojrzałam na niego uśmiechając się i tylko pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Kierowaliśmy się w stronę jego pokoju. Brunet otworzył przede mną drzwi i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Na zaścielonym łóżku leżało małe pudrowe pudełko z kokardą.
- Chciałem ci to dać już jakiś czas temu ale nie miałem odwagi - wymamrotał drapiąc się po głowie - pamiętasz jak kiedyś zadzwoniłaś do mnie czy możemy się spotkać ale nie miałem czasu bo umówiłem się z koleżanką? - pokiwałą głową, a na mojej twarzy pojawił się grymas - Pomagała mi wybrać dla ciebie to...
Uchylił wieko, a ja mimowolnie wstrzymałam oddech. W środku znajdowała się książka, którą uwielbiałam czytać gdy miałam 12 lat, obok niej leżała kula śnieżna z gwiazdką w środku, ale najwspanialszy był wisiorek w kształcie puzzelka.
- Z jakiej to okazji? - wyszeptałam.
- Kocham cię T.I. Zawsze cię kochałem... odkąd zobaczyłem cię pierwzego dnia w szkole. Miałem 7 lat T.I ale od razu wiedziałem, że musisz być moja. Miałaś brokatowe podkolanówki i różowe okuary, które powiększały ci oczy. Skradłaś moje serce w momencie, w którym na mnie spojrzałaś.
- Ja...
Jeśli to sen, to błagam niech się nigdy nie kończy... On na prawdę mnie kocha? To nie jest żart?
- Ja ciebie też kocham - powiedziałam dotykając ręką jego kochanej twarzy.

~cztery lata później~

- Nie daj się prosić Harry, Bo jest już dosyć duża, by lecieć samolotem.
- Ma tylko dwa lata! Boję się, że coś się stanie. Nie mogę was stracić.
- Czy wielki i silny Harry Styles boi się o swoją rodzinę?
- Bardzo śmieszne kochanie - powiedział przyciągając mnie do swojej piersi - Jesteście całym moim światem, to logiczne, że się boję o was. Gdyby was zabrakło nie mógłbym się pozbierać i wszystko nie miałoby sensu.

Uśmiechnęłam się szeroko, całując go w usta. W momencie, w którym brunet chciał pogłębić pocałunek, usłyszeliśmy płacz małej, na co zaśmiałam się pod nosem. Miała wyczucie czasu po tacie. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę jej pokoju, jednak Harry był szybszy. Jesli chodzi o jego małą księżniczkę nic go nie zatrzyma. Gdy ostatni raz miała zwykły katarek o mało co nie musiałam wyciągać go z izby przyjęć w pobliskim szpitalu. Lecz mimo jego dziwactw, humorków i głupich żartów kochałam go całą sobą i to właśnie dlatego stojąc dziś w tym pokoju, noszę jego nazwisko i jestem mamą tego małego aniołka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz